-

umami

Siergiej Kobjakow - Czerwony sąd - Sprawa braci Lutosławskich

Zanim pojawi się tu, zapowiadany w ostatniej notce, rosyjski historyk i były KGB-ista, który napisał kilka zdań o sprawie braci Lutosławskich, wspomnienia obrońcy braci Lutosławskich, Siergieja Kobjakowa [ros. Сергей Артемьевич Кобяков].

Niewiele mi o nim wiadomo. Urodził się, prawdopodobnie, 17 września 1874 w Moskwie, a zmarł na emigracji w 1923 roku. Był adwokatem przysięgłym. W 1918 r. uczestniczył jako obrońca w śledztwach przed trybunałami rewolucyjnymi. Wśród jego klientów byli admirał Szczastny, angielski agent i porucznik marynarki Okerlund, polska szlachta, bracia Lutosławscy i inni. Od 1918 r. przebywał na emigracji.

«Czerwony Sąd» [ros. «Красный суд»] Siergieja Kobjakowa został wydrukowany w zbiorze «Archiwum Rosyjskiej Rewolucji» (red. I. Gessena) [ros. «Архив русской революции» (И. Гессена)], tom 7, który został wydany w 1991 roku w londyńskiej oficynie Overseas Publications Interchange.

«Czerwony Sąd» składa się z 10 rozdziałów wspomnień i refleksji Kobjakowa, dotyczących zmian dokonywanych przez bolszewików w sądownictwie. W ostatnim z nich opowiada o braciach Lutosławskich i dlatego przetłumaczyłem go w całości.

Linki i komentarze w nawiasach kwadratowych ode mnie.

X.

Przedprocesowe rozstrzeliwania oskarżonych — Sprawa braci Lutosławskich. — Sprawa byłych carskich ministrów. — Sprawa protojereja [arcykapłana] Wostorgowa.
[ros. Расстрелы подсудимых до суда — Дело братьев Лютославских. — Дело бывших царских министров. — Дело протоиерея Восторгова.]

Komuniści stosowali wszelkie sposoby niszczenia ludzi. Sotniami wysyłała na tamten świat czerezwyczajka. Najwyższe i miejskie [grodzkie] trybunały nie odstawały od niej. Ale to było mało. Bolszewicy wymyślili jeszcze jeden sposób niszczenia swoich przeciwników, i twierdzę, że nigdy żaden rząd na świecie nie uciekł się do tak nikczemnej i obrzydliwej metody. (Mówię o rozstrzeliwaniu oskarżonych na kilka dni przed rozpatrzeniem ich sprawy przez Trybunał Rewolucyjny). To prawda, historia zna Masakry Wrześniowe podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej, kiedy to tłum paryskich sankiulotów szturmował więzienia, wyprowadzał więźniów na ulice i natychmiast ich rozstrzeliwał. Ale tutaj działał nie rząd, ale tłum. I ten nieokiełzany tłum przeprowadzał prymitywny proces na ulicy, i wiadomo, że ten zaimprowizowany trybunał uniewinnił więźniów, a następnie ich triumfalnie wypuścił do domu. Bolszewicy zachcieli mieć swoje wrześniowe dni i piątego września 1918 roku w Moskwie ponad osiemdziesiąt osób zostało publicznie rozstrzelanych bez procesu, z których większość została postawiona przed trybunały rewolucyjne.

* * *

Po upadku Warszawy bracia Lutosławscy, Marian i Józef, przenieśli się do Moskwy. Obaj należeli do Narodowej Demokracji. Byli już w podeszłym wieku. Marian, utalentowany inżynier, był towarzyszem przewodniczącego komitetu centralnego partii. Lutosławscy nie angażowali się w politykę w Moskwie, ale utrzymywali bliski kontakt ze swoimi partyjnymi towarzyszami, którzy również znaleźli się w Moskwie w wyniku ewakuacji. Od początku bolszewickiego reżimu Lutosławskich zaczęła zatruwać inspirowana przez Radka polska gazeta komunistyczna, wydawana w Moskwie. Nie było dnia, żeby gazeta nie wyzywała ich od burżujów i kontrrewolucjonistów.

Pewnego dnia, w maju 1918 roku, do mieszkania Mariana Lutosławskiego przyszedł nieznany mu człowiek i powiedział, że ma bardzo cenny dokument, a mianowicie — tajne porozumienie między władzami sowieckimi a niemieckim naczelnym dowództwem. Na mocy tego porozumienia Polska została oddana Niemcom na pożarcie. Lutosławski już wcześniej słyszał o istnieniu takiego dokumentu i, choć uważał go za apokryf, zgodził się go kupić. Nieznajomy nie zostawił dokumentu, ale zaproponował Lutosławskiemu, za sto rubli, spisać jego tekst, który był napisany bardzo słabą francuszczyzną. Widniały na nim podpisy zarówno niemieckiego naczelnego dowództwa, jak i wybitnych komunistycznych działaczy: Lenina, Radka, Cziczerina, Krylenki i innych. Lutosławski spisał tekst i oddał dokument z powrotem nieznajomemu. Następnego dnia w mieszkaniu Lutosławskiego zjawili się agenci czerezwyczajki, którzy dokładnie przeszukali mieszkanie i zarekwirowali wszystkie dokumenty, w tym kopię dokumentu. Marian został natychmiast aresztowany. Razem z nim aresztowano jego brata Józefa, który przypadkiem podczas rewizji przebywał w mieszkaniu Mariana. Wywiązała się sprawa, do której przydzielono tę samą Jelenę Rozmirowicz [Елена Фёдоровна Розмирович — Autor wspomina ją wcześniej, jako „kobietę okrutną i ograniczoną umysłowo”, przewodniczącą komisji śledczej przy Najwyższym Trybunale Rewolucyjnym, żonę, wspomnianego wyżej, Nikołaja Krylenki (pseudonim partyjny Abram), byłego naczelnego wodza, który stał na czele rady prokuratorów, inspiratora i przywódcę sowieckiej sprawiedliwości] 

Marian Lutosławski został oskarżony o to, że w celu zdyskredytowania władzy sowieckiej, opracował tekst układu, na mocy którego Polska, za zgodą Rządu Sowieckiego, miała zostać wydana Niemcom na pastwę [rozerwanie na kawałki], w celu przesłania tego układu do ambasad państw wrogich Rządowi Sowieckiemu. Taki sam zarzut postawiono Józefowi Lutosławskiemu, ale dodatkowo, na podstawie dokumentów znalezionych podczas rewizji, oskarżono go również o organizowanie legionów polskich do walki z władzami sowieckimi. Oba oskarżenia wobec Mariana i Józefa były tak niedorzeczne, że w normalnych okolicznościach nie warto byłoby ich rozbijać. Ale komuniści prowadzą śledztwo nie w oparciu o uniwersalne ludzkie zasady, ale w oparciu o «komunistyczne sumienie». Dla nich w sprawie Lutosławskich ważne było jedno: obaj byli członkami partii Narodowej Demokracji i dlatego należało ich «zniszczyć» [ros. «уничтожить»]. Rozmirowicz prowadziła śledztwo z bezprecedensową bezczelnością. Nie dopuściła żadnych dowodów niewinności. Lutosławscy mówili po francusku jak paryżanie. Marian wielokrotnie przemawiał w Paryżu na spotkaniach politycznych. Dokument obciążający braci Lutosławskich został napisany w bardzo złej francuszczyźnie. Było oczyswiste, że napisał go człowiek, mało znający ten język. Wśród dokumentów, skonfiskowanych Marianowi Lutosławskiemu, znajdował się obszerny list w języku francuskim, napisany przez Mariana i zaadresowany do papieża. Ja, jako obrońca Lutosławskich, poprosiłem Rozmirowicz, aby zaprosiła wybranego przez siebie eksperta Francuza, skłoniła go do rozmowy z Lutosławskim, pokazała mu list do papieża i postawiła pytanie, czy człowiek, doskonale mówiący po francusku, mógł napisać dokument, pełen najbardziej niestosownych zwrotów, pełen najbardziej barbarzyńskich wyrażeń. Po mojej prośbie nastąpiła krótka rezolucja: «Prośbę obrońcy odrzuca się, ponieważ ona nie ma nic wspólnego ze sprawą».

Dowiedziałem się, że ten apokryficzny dokument został wydrukowany dwa lub trzy miesiące przed aresztowaniem Lutosławskich, w «Gazette de Lausanne» i w «Lokalanzeiger». Poprosiłem p. [panią, w oryg. ros. г-жу — skrócona forma od госпожу] Rozmirowicz, aby zapytała redakcję jednej lub drugiej gazety, skąd otrzymali taki dokument. Zaryzykowałem, bo w przypadku odpowiedzi «z Rosji» los Lutosławskich byłby przesądzony. Ale wiedziałem, że ten dokument został sfabrykowany poza Rosją. Drugą prośbę spotkał los pierwszej. P. Rozmirowicz odmówiła mi, twierdząc, że to również nie ma żadnego związku ze sprawą. Nie mogłem znaleźć innych sposobów udowodnienia przeczącego faktu [że to nieprawda], a w mojej duszy tliła się nikła nadzieja, że przed Najwyższym Trybunałem uda mi się zaprosić eksperta, chociaż rozumiałem, że nie chodzi o eksperta, ale o to, że Lutosławscy byli wrogami politycznym, i że nigdy nie zaakceptowaliby idei Radka.

Nie lepiej przedstawiała się sprawa Józefa. On, rzeczywiście, próbował tworzyć polskie legiony, ale robił to za zgodą p. [pana, w oryg. ros. г-на, skrót od господина] Trockiego. Wydawało się, że przede wszystkim, należy zapytać o to Trockiego. Złożyłem uzasadnioną prośbę do p. Rozmirowicz. Nastąpiło przychylne zezwolenie: Trocki zostanie przesłuchany. W tym czasie bolszewicy byli jeszcze liberalni. Obrona została dopuszczona do wstępnego śledztwa i mogła uczestniczyć w przesłuchaniach świadków i zadawać im pytania. Byłem pewien, że podczas przesłuchania Trockiego będę w stanie udowodnić fałszywość drugiego zarzutu. Ale moja pewność była przedwczesna. Okazało się, że Trocki nie był przesłuchiwany w taki sam sposób, jak zwykli śmiertelnicy wzywani do celi śledczej. Takiej personie, jak Trocki, p. Rozmirowicz nie odważyła się przeszkadzać [niepokoić]. Nie ośmieliła się nawet pojechać do jego mieszkania na przesłuchanie. Po prostu wysłała Trockiemu pytanie, napisane na ćwiartce papieru: «Czy wydawali Wy pozwolenie obywatelowi Józefowi Lutosławskiemu na formowanie polskich legionów?» [ros. «Давали ли Вы разрешение гражданину Иосифу Лютославскому на формирование польских легионов?»]. Jego wysokość Trocki, na tej samej kartce, między wierszami pytania, raczył nabazgrać własnoręcznie: «Nie, a, zresztą, nie pamiętam» [ros. «Нет, а, впрочем, не помню»]. Nie trzeba było być prawnikiem, by zrozumieć, że odpowiedź Trockiego nie wnosiła niczego do ujawnienia prawdy. W międzyczasie, gdyby został przesłuchany przez śledczego i powiedziano mu, w jakich okolicznościach udzielił audiencji Józefowi Lutosławskiemu, Trocki mógłby przypomnieć sobie, że rzeczywiście dał Józefowi pozwolenie na utworzenie polskich legionów.

Ta sama Rozmirowicz, kilka dni przed «przesłuchaniem» Trockiego, odmówiła mi przesłuchania «sowieckiego generała» Boncz-Brujewicza, uzasadniając swoją odmowę tym, że w sowieckiej Rosji nie ma generałów. Okazuje się, że generałowie są, i wobec nich uprzejmi dżentelmeni, tacy jak Rozmirowicz. Na moje żądanie, aby Trocki był przesłuchiwany w taki sam sposób, w jaki przesłuchiwani są wszyscy obywatele Sowieckiej Republiki, Rozmirowicz odpowiedziała, że obrońca nie ma prawa ingerować w sposób przesłuchiwania świadków. Śledczy przesłuchuje świadków tak, jak uważa za stosowne.

«Śledztwo» trwało kilka miesięcy. Sprawa zawierała wiele dokumentów napisanych po francusku. Zażądałem przetłumaczenia wszystkich dokumentów na język rosyjski, co zajęło sporo czasu. Lutosławscy siedzieli w więzieniu na Butyrkach. Często wzywałem ich do Komisji Śledczej, która mieściła się na Spirydonowce przy zaułku Georgijewskim. Oficjalnie motywowałem te wezwania potrzebą przejrzenia dokumentów w obecności oskarżonych. Towarzyszyło im dwóch żołnierzy straży więziennej. Czasami żołnierze za określone wynagrodzenie pozwalali Lutosławskim pójść do domów i zjeść obiad w rodzinnym kręgu. Wtedy pojawił się pomysł, aby przekupić strażników i uciec, w tym czasie, kiedy z komisji śledczej będą ich odprowadzać z powrotem do więzienia. Długo omawialiśmy ten plan, ale w końcu musieliśmy go porzucić, ponieważ zarówno Marian, jak i Józef mieli rodziny w Moskwie, składające się z żon i dzieci. Byliśmy pewni, że łajdak Radek za zniknięcie Lutosławskich wyżyje się na żonach i dzieciach, a Lutosławscy, oczywiście, nie chcieli ryzykować życia, ani nawet wolności swoich rodzin.

Dochodzenie dobiegło końca. Zbliżał się dzień procesu. Lutosławskim doręczono już akty oskarżenia, a w połowie sierpnia zostali przeniesieni z więzienia na Butyrkach na Kreml, jak to bolszewicy rutynowo robili w przypadku wszystkich większych procesów, rozpatrywanych przed Najwyższym Trybunałem. Trybunał Najwyższy właśnie został otwarty, a sprawa Lutosławskich miała być jedną z pierwszych. Lutosławskich osadzono w budynku Instytucji Sądowej, w pomieszczeniach byłych kurierów w piwnicy. Razem z nimi umieszczono, przewiezionych również z Butyrek, byłego ministra sprawiedliwości Szczegłowitowa [Iwan Szczegłowitow — minister sprawiedliwości Imperium Rosyjskiego w l. 1906—1915, był uważany za szowinistę, znienawidzonego przez wszystkich; nadzorował osobiście śledztwo w sprawie Bejlisa; hr. Witte w swych Wspomnieniach mówi o nim: „pomocnik szefa żandarmerii”, „galernik”, „łotr”], byłego ministra spraw wewnętrznych Chwostowa [Aleksiej Chwostow] i byłego dyrektora departamentu policji Bieleckiego, którzy zostali postawieni przed Najwyższym Trybunałem za swoją działalność przy carze. Podczas moich wizyt u Lutosławskich zapoznałem się ze Szczegłowitowem i Bieleckim. Chwostow za każdym razem, gdy wchodziłem do wspólnego pokoju, natychmiast szedł do małej celi [klitki], służącej za sypialnię, i kładł się spać, przy czym niemiłosiernie chrapiąc. Szczegłowitow wyglądał raczej żałośnie. Nic nie pozostało z byłego dyktatora. Przymilnym tonem prosił mnie, abym pozwolił jemu i Bieleckiemu pozostać we wspólnym pokoju podczas moich rozmów z Lutosławskimi. Oczywiście, zgodziłem się. Po rozmowach o sprawie rozpoczęła się rozmowa ogólna. Sprawa Szczegłowitowa miała być rozpatrzona w Najwyższym Trybunale jako pierwsza. Jako drugą przypuszczalnie wyznaczono sprawę Chwostowa, trzecią — Lutosławskich. Zarówno Szczegłowitow, jak i Bielecki nie ukrywali przed sobą smutnego wyniku czekającego ich procesu. Ale Bielecki cały czas powtarzał: «Bolszewicy mnie, mimo wszystko, nie rozstrzelają. Mam cyjanek potasu i zażyję go po tym, jak zostanę skazany na śmierć». Ta myśl, zdawała się, podtrzymywać go na duchu.

Podczas gdy Lutosławscy przebywali na Kremlu, doszło do zamachu na Lenina, nastąpiły krwawe represje. Zacząłem się martwić o los Lutosławskich, wiedząc z doświadczenia, że bolszewickie obrzydliwości nie mają granic. 2 września udałem się do polskiego wysłannika przy Sowieckiej Republice, A. R. Lednickiego [z ros. Aleksander Robertowicz Lednicki], i powiedziałem mu o swoich obawach. Bałem się, żeby Lutosławskich nie rozstrzelali w czasie czerwonego terroru. Lednicki uspokoił mnie i pokazał mi oficjalne oświadczenie Ludowego Komisarza Spraw Zagranicznych skierowane do przedstawiciela Rzeczypospolitej Polskiej, w którym Cziczerin napisał, że obywatele polscy nie będą rozstrzeliwani przez władze sowieckie bez sądu. Ten dokument niewiele mnie uspokoił. Wiedziałem, ile warte jest bolszewickie słowo i pamiętałem sprawę porucznika Okkerlunda [*].

5 września w moim mieszkaniu odbyło się spotkanie z przedstawicielami społeczności polskiej w sprawie Lutosławskiego. Jeden z uczestników spotkania przyniósł wieczorną gazetę, z której dowiedzieliśmy się, że dziś po południu w Parku Pietrowskim, w obecności publiczności, rozstrzelano ponad osiemdziesięciu «burżujów i kontrrewolucjonistów». Wśród rozstrzelanych znaleźli się byli carscy ministrowie Szczegłowitow, Chwostow, Makłakow, Protopopow [jeśli chodzi tu o Aleksandra Protopopowa to został rozstrzelany 27 października 1918], były dyrektor Departamentu Policji Bielecki, protojerej Wostorgow, polscy obywatele książęta Lubomirscy i inni. Obecni ze mną Polacy oświadczyli, że w Moskwie nie ma książąt Lubomirskich. Zabolało mnie serce. Czułem, że mamy do czynienia z reporterską pomyłką i że pod nazwiskiem Lubomirskich kryją się Lutosławscy. Późnym wieczorem otrzymałem list od żony Józefa Lutosławskiego, która z niepokojem poinformowała mnie, że Marian i Józef zostali rano zabrani gdzieś z Kremla i że nie może znaleźć żadnego śladu po nich. Spędziłem niespokojną noc i rano pojechałem do Krylenki.

Krylenko zajmował piękną rezydencję księcia Gagarina w zaułku Georgijewskim, naprzeciwko Komisji Śledczej, którą kierowała jego żona, p. Rozmirowicz. Rezydencja była bardzo gustownie urządzona, ale był to gust byłego właściciela. Kiedy odwiedzałem Krylenkę służbowo, przyjmował mnie w pierwszym pokoju, gdzie pracowały maszynistki. Tym razem zabrał mnie do odległego salonu. Nie wróżyło to nic dobrego. Zapytałem Krylenkę: «Gdzie są Lutosławscy?». — «Zostali wczoraj zastrzeleni» — całkiem spokojnie odpowiedział Krylenko. Moje nerwy nie wytrzymały. Zacząłem mu mówić podniesionym tonem, że to zdrada, że Lutosławscy byli pod jego ochroną i że nie nie ośmieliłby się wydać ich na rozstrzelanie. Przypomniałem mu o dokumencie Cziczerina, który widziałem u Lednickiego. Krylenko słuchał w milczeniu, po czym zapytał zdziwionym tonem: «Powiedzcie, dlaczego was to wzburza?» [ros. «Скажите, почему вас это волнует?»]. W tych słowach wyrażał się cały światopogląd tego zdrajcy-kata. Rzeczywiście, czy warto się tym emocjonować? Co to — moi bliscy przyjaciele, czy krewni? Czy to komuniści, śmierć których powinien opłakiwać każdy mieszkaniec sowieckiego raju? Nie, to burżuje i reakcjonerzy, członkowie partii Narodowej Demokracji... Nie mogłem dłużej znieść tego bezczelnego cynizmu i szybko opuściłem pokój. Długo błąkałem się po Moskwie, wstrząśnięty tym morderstwem. Wpadłem do przyjaciela Lutosławskich, warszawskiego adwokata przysięgłego Mrozowskiego, którego rozsądne rady bardzo ceniłem, ale nie zastałem go. W końcu wróciłem do domu. W domu powiedziano mi, że pod moją nieobecność przyszedł do mnie dowiedzieć się [czegoś] o swoim ojcu syn Mariana Lutosławskiego, student pierwszego roku. Gdy mnie nie zastał, poszedł do Krylenki, przy czym prosił mi przekazać, że po Krylence ponownie zajdzie do mnie.

Widziałem wiele łez w moim życiu i odczułem wiele cudzych cierpień. Pamiętam, jak za czasów cara przyszła do mnie niezbyt młoda kobieta, której syna broniłem. Został skazany na śmierć. Wyrok został potwierdzony, wszystkie prośby o ułaskawienie pozostały bez skutku, a on miał umrzeć najbliższej nocy. Weszła do gabinetu i usiadła przy biurku. O nic mnie nie pytała. Po wyrazie mojej twarzy poznała, że nie ma już żadnej nadziei. Milczała... i tylko jej łzy kapały na biurko. W milczeniu wyszła, a na moim biurku pozostało małe jezioro matczynych łez... Ale nie wiedziałem, czy będę miał siłę powiedzieć temu młodemu człowiekowi, który przyniesie ze sobą nikły promyk nadziei, straszną wieść o śmierci jego ojca i wuja. Byłem pewien, że Krylenko go nie przyjmie.

Młody człowiek przyszedł. W jego oczach, istonie, pojawił się promyk nadziei. Objąłem go i powiadomiłem o śmierci jego bliskich... Oto co powiedział mi potem. Ode mnie udał się do Krylenki. Długo starał się o przepustkę [przyjęcie] i w końcu został wpuszczony do pierwszego pokoju. Krylenki nie było. Poszli mu zameldować. Krylenko otworzył drzwi, wychylił głowę i zapytał: «Czego chcecie?». — «Gdzie mój ojciec i wujek?» — zapytał młody Lutosławski. «Dowiesz się z gazet» — krzyknął Krylenko i zatrzasnął drzwi...

Jak mi powiedziano, rozstrzelanie Lutosławskich, byłych ministrów i innych nieszczęsnych rosyjskich obywateli odbyło się w następujących okolicznościach. Rankiem 5 września do pomieszczenia, gdzie trzymano Lutosławskiech, podjechał samochód, a czekiści ogłosili więźniom, że Komisja Nadzwyczajna wymaga przewiezienia ich na przesłuchanie na Łubiankę. Lutosławscy, Szczegłowitow, Chwostow i Bielecki zostali wsadzeni do samochodu i wywiezieni. Niczego nie podejrzewający Bielecki nie zabrał ze sobą trucizny. Ze wszystkich miejsc przetrzymywania na Łubiankę zostało przywiezionych wiele osób. Tam powiedziano im, że wszyscy zostaną dziś rozstrzelani. Ta wiadomość, ze względu na jej niespodziewany charakter, wywarła zaskakujące wrażenie. Rozległy się łzy i histeryczne krzyki. Wszystkich skazanych na śmierć było ponad 80 osób. Wśród nich był protojerej Wostorgow, oskarżony o spekulacje. Wostorgow miał wiele grzechów na duszy. Całe życie zajmował się donosami, nękaniem ludzi i narodowości, i prowadził życie nie przystające głosicielowi idei Chrystusa, ale sprawa, na podstawie której został oskarżony przez bolszewików, nie zawierała w sobie nic przestępczego i była, jak zwykle, sprowokowana przez czerezwyczajkę. I ten człowiek, przed swoją śmiercią, pokazał rzadką wielkość ducha. Zaoferował wszystkim chętnym wyspowiadać się u niego. I wielu ludzi zwróciło się do niego o spowiedź. W jedno skupisko zmieszali się wszechwładni ministrowie, spekulanci, oficerowie i po prostu spokojni zwykli ludzie, schwytani przez bolszewików. I ten człowiek, który sam miał umrzeć za kilka godzin, znalazłł dla wszystkich słowo pocieszenia. Ale inny sługa Chrystusa, Makary Gniewuszew [ros. Макарий (Гневушев)], również skazany na rozstrzelanie, zaproponował czerezwyczajce ujawnienie wszystkich tajemnic wyższego rosyjskiego duchowieństwa, pod warunkiem, że zostanie mu oszczędzone życie. Czerezwyczajka zgodziła się. I polało się na stronach oficjalnych gazet błoto, obnażając obyczaje naszego kleru. Tak różnie postąpili ci dwaj ludzie, którzy równie haniebnie przeżyli swoje życie.

Wszystkich rozstrzelali w Parku Pietrowskim. Egzekucja została przeprowadzona publicznie. Czekiści wykrzykiwali nazwiska rozstrzelanych. Wskazując na Szczegłowitowa, krzyczeli: «Oto były carski minister, który całe życie przelewał krew robotników i chłopów»… Kilka minut przed egzekucją Bielecki rzucił się do ucieczki, ale kolby chińczyków zapędziły go w śmiertelny krąg. Po egzekucji wszyscy straceni byli ograbieni. Bolszewicka władza, w ramach zachęty, zezwala katom okradać zwłoki straconych.

Marian Lutosławski nosił stary rodzinny sygnet. Wszelkie próby odzyskania go, albo którejkolwiek z rzeczy, którą Lutosławscy mieli na sobie w chwili śmierci, nie powiodły się. Wszystko zostało rozkradzione.

=============

[*] Autor opisał tę sprawę w osobnym rozdziale „Sprawa Sztabu Generalnego Marynarki Wojennej” [ros. Дело Генерального Морского Штаба]:

«U miczmana Iwanowa znaleziono zapieczętowaną kopertę zaadresowaną do Szwecji. Po otwarciu koperty znajdował się w niej zaszyfrowany list, który nie bez trudności udało się rozszyfrować. W liście tym nieznana osoba pisała o pracy, jaką wykonywała wysyłając ochotników na Północny Front Antybolszewicki. Miczman Iwanow podczas przesłuchania zeznał, że otrzymał list do wysłania od obywatela Finlandii, emerytowanego porucznika Okkerlunda. Okkerlund zeznał, że porucznik Wasiljew poprosił go o wysłanie tej koperty z listem za granicę. W trakcie śledztwa okazało się, że porucznik Wasiliew popełnił samobójstwo. Chociaż organy śledcze nie dały temu wiary i bardzo dokładnie szukały Wasiliewa, nic z tych wszystkich poszukiwań nie wyszło, i aresztowano tylko Okkerlunda i Iwanowa. Równocześnie z aresztowaniem tych osób czerezwyczajka przeprowadziła rewizję w Kwaterze Głównej Marynarki Wojennej i znalazła szereg dokumentów, które, zdaniem śledczego, bardzo skompromitowały Sztab i świadczyły o jej zaangażowaniu w kontrrewolucję. Wszyscy służący w Sztabie, zarówno duzi, jak i mali [wysokiej i niskiej rangi], zostali aresztowani, sprawę Okkerlunda i Iwanowa została dołączono do sprawy Sztabu, chociaż nie było związku między tymi sprawami, i w ten sposób ponownie utworzono głośny „proces Sztabu Generalnego Marynarki Wojennej”, który rozpatrywano w Trybunale Najwyższym.»

Procesowi przewodniczył Galkin, a oskarżycielem był Krylenko.

Okkerlunda i Abramowicza (szefa kontrwywiadu marynarki wojennej, byłego radcę stanu) skazano na karę śmierci, pozostałych oskarżonych na prace społeczne i osadzenie w obozie koncentracyjnym.

Na jakimś rosyjskim forum, ktoś podał takie dane:
„ОКЕРЛУНД Рогнар Ансельмович (02.12.1883 — 12.04.1919 )
юнкер флота
корабельный гардемарин 06.05.1909
мичман 18.04.1910
лейтенант 06.12.1913
старший лейтенант «за отличие» 30.07.1916
уволен от службы 1918
Член подпольной организации в Москве по отправке офицеров в Северную армию. Расстрелян ВЧК.”

 



tagi: moskwa  kreml  lenin  trocki  bracia lutosławscy  tajny traktat  22 grudnia 1917  lubomirscy  łubianka  narodowa demokracja  1917  czerwony sąd  красный суд  siergiej kobjakow  сергей кобяков  сергѣи кобяков  marian lutosławski  józef lutosławski   5 września 1918  czeka  wostorgow  czerezwyczajka  trybunał rewolucyjny  karol radek  krylenko  cziczerin  rozmirowicz  gazette de lausanne  lokalanzeiger  boncz-brujewicz  butyrki  komisja śledcza  szczegłowitow  chwostow  bielecki  lednicki  okkerlund  okerlund  makłakow  komisja nadzwyczajna  makary  gniewuszew  park pietrowski  mrozowski 

umami
3 lipca 2023 11:20
12     991    9 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

ewa-rembikowska @umami
3 lipca 2023 14:37

Staraszne i wstrząsające. Człowiek cywilizowany, z wpojonymi jakimiś zasadami, nie miał z tą bandą bandziorów żadnych szans.

zaloguj się by móc komentować

umami @ewa-rembikowska 3 lipca 2023 14:37
3 lipca 2023 20:45

Tak, a mimo to są tacy, którzy piszą, że te wspomnienia są niezbyt bezstronne i wiarygodne. Pożyteczni.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @umami 3 lipca 2023 20:45
3 lipca 2023 21:14

Wyparcie ze świadomości.

zaloguj się by móc komentować

umami @ewa-rembikowska 3 lipca 2023 21:14
3 lipca 2023 22:26

To są zwolennicy tej rewolucji ojczyźnianej i jej beneficjenci, najwyraźniej.

Zdumiewa mnie jeszcze to, że od 1991 roku nikt u nas o Kobjakowie nie wspomina. Ciekawe, czy teraz zmienią się wpisy w polskojęzycznej Wikipedii. W końcu martwili się, że trudno o nowe dane.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @umami 3 lipca 2023 22:26
3 lipca 2023 22:38

A kto ma wspomnieć?

Mnie raczej ciekawi, ile jest takich zapomnianych i nieujawnionych wspomnień?

I na co wydaje kasę pan Szczerski?

zaloguj się by móc komentować

umami @ewa-rembikowska 3 lipca 2023 22:38
3 lipca 2023 22:47

No ci panowie z wiki, których dyskusję przytoczyłem w poprzedniej notce ;)
Nie mam złudzeń, oczywiście.

A tych wspomnień musi być cała masa.

zaloguj się by móc komentować

Paris @umami
4 lipca 2023 22:42

Wstrzasajace,...

...  dzieki  za  bardzo  ciekawa  lekture,

zaloguj się by móc komentować


saturn-9 @umami
5 lipca 2023 15:40

Wytrychem do zrozumienia działań maniakalnych na scenie dziejów jest, tak sądzę, hasło "antynomizm". Ścieżka lewej ręki ["zbawienie przez grzech"].

 

This is represented by the eleventh qlippoth on the Tree of Knowledge, whereas the right-handed path Tree of Life only has ten sephiroth ... 

https://en.wikipedia.org/wiki/Left-hand_path_and_right-hand_path

 

 

https://en.wikipedia.org/wiki/Antinomianism#Left-hand_path

 

In contemporary studies of western esotericism, antinomianism is regarded as "a central ingredient in Left-Hand Path spiritualities,"[72] and understood as "nonconformity through the concept of transgression".[73] This extends the modern usage of the term, from simply implying that "moral laws are relative in meaning and application",[74] to include the avowed irreligion manifest in modern Satanism  ...

[kiedyś skopjowałem, hasło zostało bardzo rozbudowane a ten fragment gdzieś tam jeszcze (w dyskusji?) jest...]

 

zaloguj się by móc komentować

saturn-9 @umami
5 lipca 2023 16:04

uzupełnienie  link:

...nadzorował osobiście śledztwo w sprawie Bejlisa...

 

5 września ... Jeden z uczestników spotkania przyniósł wieczorną gazetę, z której dowiedzieliśmy się, że dziś po południu w Parku Pietrowskim, w obecności publiczności, rozstrzelano ponad osiemdziesięciu «burżujów i kontrrewolucjonistów». Wśród rozstrzelanych znaleźli się ... polscy obywatele książęta Lubomirscy i inni. ...

 

Data 05.09./1918

[5 / 19 = 5 + 10 =  10+5= ???? wystawa w https://www.jmberlin.de z roku 2004]

 

czy jest namiar w sieci na przyczynek z tej popołudniówki?  Jak zapisano na papierze 'ponad osiemdziesiąt'?  Bywa, że wrzuca się dla kumatych szybolet, detal dający do zrozumienia, że  ?...?

zaloguj się by móc komentować

umami @saturn-9 5 lipca 2023 16:04
8 lipca 2023 11:49

Tego Bejlisa podałem dlatego, że zwykle jak pojawia się ten temat, to zaraz pojawiają się szowiniści, czarnosecińcy. Antysemici. To taka pułapka. Tu szowinistą jest Szczegłowitow. Najwyraźniej dobrze, że bolszewicy go rozstrzelali, kto by go żałował, nie?

5 września 1918 zaczyna się czerwony terror. Więc to znacząca data i znak rozpoznawczy.

zaloguj się by móc komentować

umami @saturn-9 5 lipca 2023 15:40
8 lipca 2023 11:56

Na te wątki jestem za głupi i leży to kompletnie poza moimi zainteresowaniami... Apage!

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować