-

umami

Zygmunt Straszewicz - Największa zdobycz proletarjatu (1925)

Jedna z broszurek Straszewicza, która wywołuje skojarzenie z przypowiastkami Bastiata z „Co widać a czego nie widać” i „Jak rośnie dobrobyt” Wincentego Lutosławskiego, którą wczoraj omawiał Andrzej z Gdańska.
Po stu latach mamy zupełnie inną odsłonę „socjalistycznego postępu” ale przestępstwo usilnej pracy trzyma się dalej nieźle. 
 

Zygmunt Straszewicz — Największa zdobycz proletarjatu

(Wydawnictwo „Ligi Pracy”, Warszawa 1925, Czcionkami Drukarni Ziemi Kaliskiej w Kaliszu)

    Czy może ustawa uszczęśliwić warstwę narodu, ograniczając jej prawa, zabraniając jej pewnych czynności, które mają nieograniczone prawo wykonywać wszyscy inni obywatele? Jeżeli ustawa zabrania czegoś Pawłowi, to dlatego, że to coś szkodziłoby Piotrowi, ale zakaz ten jest zawsze krępujący, niedogodny, szkodliwy dla Pawła. Ustawa, zabraniająca kradzieży, jest korzystna dla ogółu obywateli, korzystna dla tych, którzy mogliby być okradzeni, lecz z pewnością źle wychodzą na niej złodzieje.

    Ustawa o ośmiogodzinnym dniu pracy jest pod tym względem unikatem. Ogranicza prawa robotników, zabraniając im pracować ponad osiem godzin, i to ma być dla tychże robotników korzystne, ma stanowić ich wielką zdobycz. Każdemu innemu śmiertelnikowi wolno pracować chociażby dwadzieścia cztery godziny na dobę; robotnika pozbawiono tego najelementarniejszego prawa, i wmawia się weń, że to ograniczenie jest jego wielką zdobyczą.

    Sądzę, że ustawa o ośmiogodzinnym dniu pracy nie jest wcale wiernym wyrazem intencyj inicjatorów, to raczej karykatura tych intencyj. Chodziło zapewne o co innego. Pragnienia owych inicjatorów zaspokoiłaby ustawa inna, złożona z dwóch części. Część pierwsza zabezpieczałaby prawo do pracy. Każdy, pragnący zarobkować, powinien znaleźć zatrudnienie w fabryce, w kopalni, na kolei, w gospodarstwie rolnem, zajęcie, odpowiadające jego uzdolnieniom i umiejętności, a pracodawcy nie wolno wymagać od niego więcej od ośmiu godzin pracy dziennie. Druga część ustawy stanowiłaby, że każdy, pracujący osiem godzin dziennie, powinien otrzymywać pewne minimum wynagrodzenia, minimum, zapewniające mu byt dostatni. Przy takiej ustawie nie trzeba byłoby ograniczać praw robotników. Człowiek o skromnych wymaganiach pracowałby osiem godzin i żył bez zbytku, ale dostatnio, inny, pragnący żyć lepiej, poszukałby sobie zajęcia dziewięcio- lub dziesięciogodzinnego. Cel byłby tu całkowicie osiągnięty.

    Niestety, ustawa taka pozostałaby martwą literą. Każdy rozumie, że wprowadzenie jej w życie leży daleko poza granicą rzeczy osiągalnych, i gdyby ktoś wystąpił z takim projektem, to klasa robotnicza zrozumiałaby wnet, że ją częstują gruszkami na wierzbie. Nie mamy więc ustawy, która byłaby prawdziwą zdobyczą robotników, natomiast obdarza się ich ośmiogodzinnym dniem pracy. Nie możemy wam dać orzechów, przeto gryźcie łupiny, mili towarzysze.

    I dlaczego osiem godzin, a nie siedem, albo pięć? Czy kto próbował badać, która z tych liczb byłaby najodpowiedniejsza do zamierzonych celów, czy kto dowiódł, że właśnie osiem godzin pracy sprowadza największą pomyślność kraju, lub przynajmniej klasy robotniczej. Nic podobnego. Dogmat dnia ośmiogodzinnego ma takie same uzasadnienie, jak różne przepisy medycyny ludowej. Jeżeli jęczmień się zrobił na prawem oku, to trzeba zamknąć lewe i splunąć trzy razy na prawo. Dlaczego trzy, tego nikt nie wie, i próżno badać. Trzy i już. Tak samo jest z ośmiu godzinami pracy.

    Oczywiście żaden ogólny przepis nie byłby tu racjonalny, bo prace robotnicze są ogromnie różnorodne i w niejednakowy sposób wyczerpują organizm ludzki. Maszynista, dozorujący maszyny fabrycznej, może pozostawać bez zmęczenia na stanowisku znacznie dłużej, niż górnik, pracujący z dużym wysiłkiem fizycznym w niedogodnej pozycji. Dla niektórych rodzajów pracy osiem godzin to jest za dużo, w innych czas roboczy mógłby być znacznie dłuższy bez szkody dla robotników. Postęp w tym względzie polegałby na stosownem różnicowaniu dnia roboczego, zależnie od rodzaju pracy. Należałoby zbadać, przy jakim dniu roboczym wydajność w każdym rodzaju pracy jest największa, i tak zorganizować fabrykę, aby każdy dział miał właśnie ten najkorzystniejszy dzień roboczy. Tego nie uczynią ustawy, lecz jedynie życie w swobodnym rozwoju. Obecnie, gdy kwestje organizacji pracy zajmują coraz bardziej uwagę powszechną, postęp w tym kierunku byłby niewątpliwie bardzo żywy, gdyby nie niewczesna interwencja państwa.

    „Ale — powiedzą zwolennicy ustawowego dnia — nam chodziło nie o produkcję, lecz o ulżenie losu klasy robotniczej. Ustawowy dzień ośmiogodzinny oznacza niewątpliwie ogólne skrócenie czasu pracy, a zatem stanowi istotną ulgę”. To jest prawda. Pod panowaniem ustawy, o której mowa, ludzie pracują znacznie mniej, niż tam, gdzie istnieje wolność, ale też i zarabiają mniej. Tego właśnie się nie mówi czy to przez ignorancję, czy to przez obłudę. Rozumuje się tak, jak gdyby cała klasa robotnicza zarabiała zawsze jedno i to samo bez względu na to, czy pracuje dużo, czy mało. Ale w takim razie, dlaczego ma być aż osiem godzin, dlaczego nie ustanowić pięciogodzinnego, albo dwugodzinnego dnia pracy, albo nawet całkiem zabronić ludziom pracy, jeżeli nie wszystkim, to przynajmniej robotnikom, którzy już wówczas musieliby już jakoś inaczej się nazywać.

    Im mniej ludzie pracują, tem mniejsza jest produkcja kraju, a im mniejsza jest produkcja zbiorowa, tem mniej na każdego przypada do podziału. To jest przecież całkiem jasne.

    Może kto powie, że ośmiogodzinny dzień, obniżając dobrobyt ogólny, oszczędza jednak robotników. Ponieważ mniejsza jest podaż pracy, przeto posiada ona wyższą cenę. Z tego względu przy ośmiogodzinnym dniu roboczym zarobki są nie mniejsze, a może nawet większe niż przy dniu dłuższym.

    Taki pogląd byłby w pewnych razach słuszny, gdyby chodziło o jeden rodzaj pracy, np. o pracę kowalską. Kowale, zmniejszywszy podaż swych rąk roboczych, mogliby podnieść swe zarobki przynajmniej na jakiś czas kosztem reszty ludności, ale nic podobnego stać się nie może, jeżeli to samo uczynią wszyscy robotnicy, bo z produktów pracy robotniczej korzystają nie tylko warstwy inne, lecz i sami robotnicy. Gdy robotnicy budowlani zmniejszą produkcję domów, to wskutek tego pogorszą się stosunki mieszkaniowe nie tylko wśród burżujów, lecz i wśród robotników, gdy górnicy zaczną wydobywać mniej węgla, to głównie proletarjat będzie marzł w zimie.

    Jeżeli nawet skutkiem ogólnego zmniejszenia produkcji nie zmniejszą się zarobki nominalne, t. j. zarobki, wyrażone w pieniądzach, to na pewno skurczą się zarobki realne. Mianowicie ceny pójdą w górę i robotnicy, pobierając tę samą płacę, będą gorzej się odżywiali, gorzej mieszkali i t. d. Pewne drobne grupy może coś zyskają, lecz ogół na pewno straci.

    Ustawa o ośmiogodzinnym dniu pracy jest typowym przykładem taktyki socjalistycznej. Dola klasy robotniczej zależy jedynie od własnej pracy robotników, i ani socjaliści, ani nikt inny nic im do dania nie mają, zwłaszcza w wolnem i demokratycznem państwie, jakiem jest Polska. Taka już jest natura rzeczy. Wobec tej twardej rzeczywistości wmawia się w robotników różne urojone potrzeby, aby podtrzymywać ferment i występować w roli obrońców proletarjatu.

    Nie troska o dobro klasy robotniczej podyktowała ustawę o ośmiogodzinnym dniu pracy. Motywy były tu czysto polityczne. Chodziło o zyskanie głosów robotniczych. Odnośni działacze stracili jednak całkowicie z oczu, że sprawa posiada dalsze horyzonty natury politycznej, mianowicie wraz z innemi ustawami i przepisami, skierowanemi przeciwko pracy, obniża ogromnie moc polityczną państwa.

    Musimy wciąż stać na straży niepodległości, musimy być gotowi do zbrojnego odparcia najazdu, a z historji wiadomo, że wojnę wygrywa zwykle naród pracowitszy, produkcyjniejszy. O tem wiedzieli dobrze już w starożytności rzymianie, lecz nigdy ta prawda nie była tak oczywista, jak dziś.

    Może być, że nieco przesadne są historje o gazach trujących i eskadrach lotniczych, któremi nas tak straszą, ale nie ulega wątpliwości, że dziś wojna jest przede wszystkiem sprawą techniczną. Dawniej walczono bronią ręczną, piką, toporem, pałaszem. Brał górę ten, który potężniej uderzał, który miał silniejsze mięśnie, czyli większy zasób energji w swym organizmie, dziś przeciwko nieprzyjacielowi wyładowuje się energję, zawartą w prochu, oraz w innych materjałach wybuchowych, w benzynie, węglu i t. d. Żołnierz jest dysponentem tej energji, a energja jego własnego organizmu rzadko kiedy wchodzi w grę bezpośrednio.

    Z tego oczywistego faktu wynika, że kraj materjalnie zasobniejszy i technicznie sprawniejszy ma na wojnie ogromną przewagę. Chcąc zachować niepodległość, musimy w wielkim stopniu powiększyć materjalne zasoby kraju i usprawnić go pod względem technicznym, a do tego trzeba przede wszystkiem rozwinąć przemysł. Bez wielkiego przemysłu utrzymanie niepodległości jest wielce problematyczne, i okoliczność tę trzeba brać w rachubę we wszystkich poczynaniach naszych. Takie „zdobycze" klasy robotniczej, jak ośmiogodzinny dzień roboczy, są nieprzełamaną przeszkodą na drodze uprzemysłowienia kraju, a z tego względu stanowią groźne niebezpieczeństwo polityczne, nie mniejsze od wichrzeń bolszewickich i zbrojeń niemieckich. Tego wszystkiego nie widzą politycy, którzy mają jedynie na myśli doraźne sukcesy partyjne, albo osobiste.

    Idea ośmiogodzinnego dnia pracy nie zrodziła się wcale w umysłowości robotniczej. Nawiała ją propaganda płytkich doktrynerów lub płatnych agitatorów, a teraz wysuwa się ją, jako bezwzględne żądanie klasy robotniczej. Czy naprawdę klasa robotnicza w większości uważa ustawę o dniu ośmiogodzinnym za zdobycz? Jest to rzecz co najmniej wątpliwa. Socjaliści wiele rozprawiają o wolności. Wyraz ten z ust im nie schodzi, a nikt tak nie poniewiera wolnością innych ludzi, a zwłaszcza robotników, jak oni. Dlatego też klasa robotnicza w swej masie jest tak sterroryzowana przez socjalistyczne elementy, które opanowały organizacje robotnicze, że jej sprawiedliwe poglądy ujawniają się jedynie w przypadkach wyjątkowych. Jeżeli gdzie przed wybuchem strajku dochodzi do tajnego, ale koniecznie tajnego głosowania, to ogromna większość robotników oświadcza się przeciwko strajkowi, gdy natomiast w głosowaniu jawnem pod terrorem prowodyrów wszyscy głosują za strajkiem. Według wszelkiego prawdopodobieństwa i ośmiogodzinny dzień nie jest dla ogółu robotników nienaruszalnym dogmatem. Wiadomo powszechnie, że, gdy był większy ruch w przemyśle, to niektóre fabryki pracowały po dziewięć, a nawet po dziesięć godzin dziennie, za zgodą robotników, niekiedy na ich żądanie, a do tego robotnicy konspirowali do współki z fabrykantami, aby ukryć swe przestępstwo, przestępstwo usilnej pracy, przed surowem okiem władzy.

 

 

 



tagi: socjaliści  postęp  dobrobyt  terror  straszewicz  8-godzinny dzień pracy  1925 

umami
29 marca 2021 10:58
17     1115    4 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

gabriel-maciejewski @umami
29 marca 2021 11:41

Oglądałem wczoraj odcinek przygód króla Juliana. Ten o cywilizowaniu fossy Marianny. Fossa się ucywilizowała i napisała plan ulepszenia królestwa. Jednym z pierwszych podpunktów była likwidacja świąt w celu zwiększenia wydajności pracy. Ośmiogodzinny dzień pracy wyniknął z tego,  że ilość dóbr przeznaczonych do konsumpcji nie znajdowała konsumentów, trzeba było ich wykreować, czyli dać ludziom czas wolny. I weź teraz znajdź w jakiejś książce polskiego historyka informację, że herezje, w tym socjalizm wprowadzono kosztem świąt, które zlikwidowano, by zwiększyć wydajność pracy. To są niemożliwe rzeczy dla uczonego w Polsce. A Julian może...

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @umami
29 marca 2021 12:46


Podoba mi się (też elektryk):

Zygmunt Straszewicz (ur. 1860 w Tykocinie, zm. 15 sierpnia 1927 w Warszawie) – polski inżynier, elektryk, mechanik, pierwszy rektor Politechniki Warszawskiej (1915-1916) oraz profesor tejże uczelni. Urodził się w rodzinie ziemiańskiej.
W połowie 1889 wyjechał do Niemiec, gdzie pracował jako konstruktor w niemieckim przemyśle budowy maszyn w Berlinie i Magdeburgu, a następnie przy budowie stacji elektrycznej we Włoszech.
W 1893 wrócił do kraju z zamiarem zamieszkania na stałe w Warszawie. Wkrótce pod zarzutem prowadzenia nielegalnej działalności oświatowej został aresztowany i osadzony w Cytadeli Warszawskiej, a następnie zesłany w trybie administracyjnym w głąb Rosji. Tam przez osiem lat pracował jako elektrotechnik w fabryce Dnieprowskiej w Kamieńskim i w Kijowie.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Zygmunt_Straszewicz

Miał zdrowe poglądy:

Nie troska o dobro klasy robotniczej podyktowała ustawę o ośmiogodzinnym dniu pracy. Motywy były tu czysto polityczne. Chodziło o zyskanie głosów robotniczych.

Socjaliści wiele rozprawiają o wolności. Wyraz ten z ust im nie schodzi, a nikt tak nie poniewiera wolnością innych ludzi, a zwłaszcza robotników, jak oni.

Dziś klasy robotniczej nie ma, ale czy są socjaliści?
Podobno "przytulili" w formie "proletariatu zastępczego" kobiety i dalej "walczą" o ich "wolność".

zaloguj się by móc komentować

Paris @Andrzej-z-Gdanska 29 marca 2021 12:46
29 marca 2021 20:05

Obydwa  wpisy  kapitalne...

...  i  przedmiotowy  Umami'ego  i  Panski  wczorajszy  !!!

Lada  dzien  koncze  czytac  "Zydowskich  fechmistrzow"  i  wezme  sie  za  ten  rekomendowany  przez  Pana...  naprawde  bardzo  ciekawe  uzupelniajace  sie  wpisy  !!!

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @umami
29 marca 2021 20:42

Czy ten Zygmunt to ojciec Czesława Straszewicza - autora "Turyści z bocianich gniazd" (najlepszej polskiej satyry wszechczasòw)?

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @Paris 29 marca 2021 20:05
30 marca 2021 10:44

Okazuje się, że ta mała książeczka, po czasie przynosi taka refleksję jakby opisywała nasze czasy. Codzienne wydarzenia "aktualizują" treści tej książeczki.

zaloguj się by móc komentować

umami @gabriel-maciejewski 29 marca 2021 11:41
30 marca 2021 11:54

Niestety nie oglądałem akurat tego, ale wiele ważnych zagadnień w prześmiewczy sposób pokazano w Pingwinach. Wszyscy się dobrze bawią, bo myślą, że to takie zabawne i to przecież bajka, a w realu to jest prawdziwe życie i... zupełnie inna bajka. No i entuzjazm jest twardszy niż beton. Nawet jak już sobie ci heretycy karki połamią, to dalej będą uważać, że system się zreformuje. Nie może być przecież taki zły, a wszyscy chcą dobrze.

zaloguj się by móc komentować

umami @Andrzej-z-Gdanska 29 marca 2021 12:46
30 marca 2021 11:55

W styczniu wrzuciłem jeden z jego tekstów, a zaraz wrzucę kolejny.

zaloguj się by móc komentować


OjciecDyrektor @umami 30 marca 2021 11:55
30 marca 2021 14:32

No właśnie. Wiki pid tym względem to kompromiracja. Jedyne co jest to, że Zygmunt uridził się w Tykocinue (niedaleko Białegostoku) i muał dwóch braci: Waleriana i Ludwik. A Czesław Straszewicz uridził się w Białymstoku, więc na bank jest z nim spokrewniony....nie wiem tylko czy jako bratanek czy jako syn. Ehhh.

zaloguj się by móc komentować

umami @OjciecDyrektor 30 marca 2021 14:32
30 marca 2021 14:45

Film o nim zrobił Grzegorz Braun w ramach Erraty do biografii ale tam nie ma nic o rodzicach, swoją drogą dziwne, a za to o Gombrowiczu, bo to antypody postaw, razem wypłynęli Chrobrym do Buenos a po wybuchu wojny tylko jeden zgłosił się do wojska.

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @umami
30 marca 2021 14:55

Tak. O Gombrowiczu masa treści a o Czesławie nic....ale każdy kto przeczyta "Turyści z bocianich gniazd" będzie miał odpowiedź dlaczego go zamilczeli na amen. Polecam.

zaloguj się by móc komentować


Paris @Andrzej-z-Gdanska 30 marca 2021 10:44
30 marca 2021 15:01

Dokladnie  tak...

...  to  co  Panowie  opisujecie  w  swoich  wpisach  jest  tak  prawdziwe  i  adekwatne  do  dzisiejszej  naszej  rzeczywistosci,  ze  az  zatyka  z  wrazenia  !!!

Dlatego  takie  to  jest  ciekawe,  fascynujace...  i  demaskujace  tych  wszystkich  "politycznych"  OSZUSTOW  z  prawa  i  lewa  "zatroskanych"  o  nasze  obywateli  "dobro  i  przyszlosc"  !!!

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @umami
30 marca 2021 15:13

No mało kto to teraz zna. A w latach 50-tych była to jedna z najpopularniejszych książek i co ciekawe doskonała w swoim gatunku - satyra...nowe wydanie (2016 z serii "w kręgu 0aryskiek Kultury") zawiera jeszcze dodatek "Pióro w ukropie albo strach nami rządzi" i myląco jest na początku książki a sami "Turyści" potem.

 

Straszewicz napisał tę satyrę dzięki m.in. Giedroyciowi, który załatwił mu lepszą-lżejsza pracę. Giedtoyć uwielbiał przedwojenną twórczość Czesława...a sam Czesław tę twórczość określał jako okropną z perspektywy 15-20 lat. 

No ale to w niczym nie ujmuje walorów dzieła a na wspomnienie Ziemowitowej do dziś się uśmiecham i zawsze, gdy chcę sobie poprawić nastrój to o niej wspominam...:)  ...miłej lektury...nikt sie nie zawiedzie

zaloguj się by móc komentować

umami @OjciecDyrektor 30 marca 2021 15:13
30 marca 2021 16:36

Wygrzebałem w nocy Kulturę nr 2-3 z 1952 roku, żeby przeczytać ten dodatek ale już przysypiałem, więc może dzisiaj przeczytam.
Bardziej zainteresowała mnie powieść Litość o wojnie domowej w Hiszpanii. ARCANA wydały 2 tomiszcza z jego utworami. No i mam nadzieję, że on się jakoś zasadniczo odróżnia od reszty tej czeredki paryskiej.

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @umami 30 marca 2021 16:36
30 marca 2021 21:26

Czesława znam tylko z "Turystów..." i za nich mogę ręczyć. Co do innych przedwojennych prac to się zniechęciłem, gdy sam autor po latach wyznał że były okropne. A jeśli dodać do tegi entuzjazm Giedroycia dla tych prac przedwojennych, to chyba nie warto ich czytać...no ale nue czytałem...tak sobie spekuluję...:)

zaloguj się by móc komentować

umami @OjciecDyrektor 30 marca 2021 21:26
31 marca 2021 09:17

Czesław jest bratankiem Zygmunta, synem jego brata Tadeusza (Zygmunt miał jeszcze brata Ludwika i Walerego), ma swój biogram w iPSB:
https://www.ipsb.iolab.pl/a/biografia/czeslaw-straszewicz
 

Czesław Straszewicz (Odrowąż-Straszewicz), krypt.: (c.s.), Cz. St., Cz. Str., C.O.S. (1904–1963), prozaik, publicysta radiowy, krytyk literacki.

Ur. 16 X (3 X st.st.) w Białymstoku, był synem Tadeusza, adwokata, sędziego Sądu Najwyższego w Warszawie, i Marii z Szaniawskich, bratankiem Ludwika (zob.) i Zygmunta (zob.).
Miał rodzeństwo, Helenę i Janusza.
Braćmi stryjecznymi S-a byli Bohdan (zob.), Jan Wacław (zob.) oraz Stefan (zob.).

Podczas pierwszej wojny światowej, w r. 1915, był S. świadkiem niemieckiego bombardowania Białegostoku; zapis tych przeżyć utrwalił t.r. w swym pierwszym opowiadaniu Pod bombami. T.r. wyjechał z rodziną do Rosji, gdzie mieszkał kolejno w Moskwie, Kostromie, Piotrogrodzie, Kijowie i Białej Cerkwi. Od czasu pobytu w Moskwie tworzył młodzieńcze wiersze poruszające m.in. problem polskiego tułactwa (TęsknotaTułaczeCiernista droga). W Kostromie w r. 1916 napisał dramat odnoszący się do powstania styczniowego pt. W drodze na Sybir; zapewne też wtedy powstał cykl siedemnastu Sonetów nadwołżańskich. W r. 1917 napisał wiersze patriotyczne (Powrót do kraju, Orzeł biały, Od morza do morza) oraz artykuł Dlaczego Polska upadła. Przebywając przez pewien czas na Krymie (m.in. w Symferopolu), tworzył poezje nawiązujące także do „Sonetów krymskich” Adama Mickiewicza: Ałuszta w marzeniuEupatoriaPod niebem Allacha (wszystkie niewyd., rkp. w Muz. Literatury im. Adama Mickiewicza w W.).

Pod koniec r. 1918 rodzina wróciła do Polski i zamieszkała w Warszawie; S. uczył się tam w Państw. Gimnazjum im. Stanisława Staszica. Podczas wojny polsko-sowieckiej 1920 r. walczył jako ochotnik w 2. Pułku Obrony Warszawy, za co został odznaczony Odznaką Ofiarnych Obywatelskiego Komitetu Obrony Państwa. Następnie kontynuował naukę w trybie kursów maturalnych, które ukończył w październiku 1923, otrzymując świadectwo dojrzałości. T.r. rozpoczął studia polonistyczne na Uniw. Warsz.; po paru miesiącach przeniósł się na filozofię, gdzie był słuchaczem m.in. Władysława Tatarkiewicza i Tadeusza Kotarbińskiego. W czasie studiów odbył podróże do Włoch, Francji, Hiszpanii, Grecji, Turcji, Maroka i Tunezji; plonem tych wypraw były utwory wpisujące się w nurt eksperymentującej formą literatury podróżniczej o silnym zabarwieniu modernistycznym i ekspresjonistycznym. Pisał również filozoficzne mini-prozy; w r. 1925 powstała Opowieść smutna, o trwodze i zdziwieniu na skutek przebudzenia ze snu kataleptycznego i Echa ze skalistej wyspy, o ostatnich dniach życia Napoleona na wygnaniu (wszystkie niewyd., rkp. w Muz. Literatury im. Mickiewicza w W.). W r. 1926 debiutował krótkim fragmentem Don Juan z Sewilli na łamach dodatku do „Świata” pt. „Romans i Powieść” (nr 15). T.r. napisał opowiadanie Spowiedź, o skazańcu, prowadzącym konfesyjny dyskurs o religii i wierze, o możliwościach ludzkiego poznania i rozumienia. W r. 1927 powstały kolejne opowiadania: Od Waleta karo do Króla pik, Stambuł i Kukułki z lasku Vizile (niewyd., rkp. w Muz. Literatury im. Mickiewicza w W.). Należał w tym czasie S. do zarządu Koła Literackiego Słuchaczy Uniw. Warsz. i wyłonionej z niego międzywydziałowej grupy literackiej «Twórczość Młodej Polski». Na łamach jej pisma literackiego „Kwadryga” opublikował opowiadania Obłąkani widzą lepiej, obłąkani mówią prawdę (1928 nr 1) oraz Na śniegu dojrzewa ryż (1929/30 nr 3–4). W tym okresie zaprzyjaźnił się z Konstantym Ildefonsem Gałczyńskim. Studia ukończył w r. 1928, lecz nie przystąpił do egzaminu magisterskiego. Debiutem książkowym S-a była paraboliczna opowieść, utrzymana w stylistyce ekspresjonistycznej Wystawa bogów (W. 1933); składało się na nią pięć opowiadań (m.in. Na śniegu dojrzewa ryż), połączonych postacią narratora – chińskiego sprzedawcy – podróżującego z Dalekiego Wschodu przez Rosję, targaną rewolucją bolszewicką, Konstantynopol i południe Europy, po Tunis i Maroko. Książka została życzliwie przyjęta przez krytyków.

W r. 1935 rozpoczął S. współpracę z tygodnikiem „Prosto z mostu”; t.r. ukazało się w nim (nr 45–50) jego opowiadanie Wzgórze księżyca, o francuskim dyplomacie zmagającym się z problemami starości, samotności i śmierci, a w r. 1936 (nr 35–47) – Mojżesz, traktujące o antysemicie, ulegającym przemianie pod wpływem odkrycia swych żydowskich korzeni. W opowiadaniu Chór Gładkowa („Naokoło świata” 1936 nr 150), wysoko ocenionym w „Tygodniku Ilustrowanym” przez Ludwika Frydego za «sugestywny obraz wędrówki» i «ekspresyjne przedstawienie brzydoty», opisał S. tułaczą dolę zespołu muzyków wygnanych przez rewolucję bolszewicką z Rosji. Publikował również w „Gazecie Polskiej” (1932, 1936), „Płomyku” (1937/8) i „Ateneum” (1938). W r. 1936 wydał tom Gromy z jasnego nieba (W.), zbierający trzy wcześniej ogłoszone w prasie opowiadania. W l. 1937–8 publikował w „Tygodniku Ilustrowanym”, którego w l. 1937–9 był także redaktorem odpowiedzialnym. W r. 1937 ogłosił na jego łamach (nr 16–26, 28–44) powieść Przeklęta Wenecja (W. 1938), której głównym tematem stało się zagadnienie różnic narodowych i rasowych oraz wynikające stąd powikłania ludzkich charakterów i losów.

W r. 1937 rozpoczął S. współpracę z „Polityką” Jerzego Giedroycia; w piśmie tym kierował działem kulturalnym, a w l. 1938–9 (pod krypt. c.s.) prowadził stałą rubrykę pt. „Co trzeba czytać”. Zaprzyjaźnił się wtedy z Bolesławem Micińskim. W r. 1938 ogłosił w „Polityce” artykuły: Kult talentu (nr 5) poruszający problem braku wsparcia instytucjonalnego dla początkujących pisarzy, O ideał w powieści (nr 10) formułujący zadania pisarza «aktywnego» w czasie duchowego przełomu narodu, oraz Pióra o giętkich stalówkach (nr 23–24) atakujący na przykładzie pisarstwa kobiecego polską literaturę psychologiczną; opublikował także krytyczną Autorecenzję z Przeklętej Wenecji (nr 14). T.r. w „Kronice Polski i Świata” (nr 1–49) ogłosił powieść Litość (W. 1939, wyd. 2 bez wiedzy i zgody autora, W. 1947), będącą historią niemieckiego naukowca, który stał się ofiarą indoktrynacji nazistowskiej. Powieść została uznana przez Ksawerego Pruszyńskiego za «na wskroś oryginalną», a jej autor za należącego «do tych nielicznych naszych młodych talentów, które warto śledzić» („Polityka” 1939 nr 10). W r. 1938 ogłaszał S. reportaże w „Prosto z mostu”: Przecinana wstęga (nr 24, o porcie w Gdyni) i 3815 kilometrów (nr 32, o podróży koleją Warszawa–Lwów). W r. 1939 publikował również w „Kurierze Porannym” (Mocarstwowość kulturalna, nr 98) i „Świecie” (Ku dyktaturze ducha, nr 18). Poglądy formułowane w publicystyce S-a bliskie były krytyce personalistycznej i nacjonalistycznej, wyrastały ze związków pisarza ze środowiskiem „Prosto z mostu” oraz szerzonej przez „Politykę” idei silnego państwa i potrzeby ukształtowania nowoczesnego, świadomego swej kulturotwórczej i politycznej roli obywatela. S. ostrzegał przed koncepcjami rasistowskimi i totalitaryzmem zarówno w jego wydaniu komunistycznym, jak i faszystowskim, krytykował społeczny anarchizm, bierność i duchową pustkę. W r. 1939 został członkiem Oddz. Warszawskiego Związku Zawodowego Literatów Polskich.

Na początku sierpnia 1939, na zaproszenie tow. GAL (Gdynia–Ameryka Linie Żeglugowe) wypłynął S., jako korespondent „Polityki”, „Kuriera Porannego” oraz „Kroniki Polski i Świata”, inauguracyjnym rejsem statku «Chrobry» do Argentyny i Brazylii. Kajutę dzielił z Witoldem Gombrowiczem, któremu za zgodą Giedroycia zaproponował tę egzotyczną podróż (Gombrowicz wspomniał go potem w „Trans-Atlantyku”). S. wyruszył z zamiarem zebrania materiałów do powieści o polskiej emigracji zarobkowej w Ameryce Południowej, jednak na wieść o wybuchu drugiej wojny światowej, 3 IX t.r. zdecydował o powrocie do Europy. Statkiem towarowym dopłynął jedynie do Francji, gdzie zgłosił się do wojska w polskim obozie w Coëtquidan. Wiosną 1940 odwiedził Micińskiego w Montaigut pod Vichy. Po kapitulacji Francji, w czerwcu t.r., przez Szwajcarię i Włochy dotarł do Anglii. Przydzielony w stopniu porucznika do 10. Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej gen. Stanisława Maczka, stacjonującej w Szkocji, zajmował się szkoleniem żołnierzy. Podczas manewrów uległ wypadkowi (kolizja z czołgiem) i mimo rehabilitacji został uznany za trwale niezdolnego do służby czynnej. W lutym 1943 przydzielono go do pracy w radiostacji «Świt», nadającej z Bletchley pod Londynem, a pozorującej nadającą z kraju polską stację podziemną. Od wczesnej wiosny t.r. do likwidacji stacji jesienią 1944 był redaktorem, spikerem, autorem audycji i nieformalnym kierownikiem programowym «Świtu». Dzięki stałej łączności ze Stefanem i Zofią Korbońskimi z kraju miał świetne rozeznanie w realiach okupacyjnych; miało to szczególny wpływ na pomoc «Świtu» powstaniu warszawskiemu 1944 r., któremu radio towarzyszyło do samego końca. Na początku r. 1945 został S. wysłany przez MSZ do Montevideo (Urugwaj), gdzie w marcu t.r. objął funkcję attaché prasowego przy poselstwie RP. Po wycofaniu przez aliantów uznania dla Rządu RP podjął pracę w Montevideo w polonijnym radiu «Espectador». Do r. 1956 prowadził tam cotygodniową audycję pt. „Polski Biuletyn Informacyjny”. Był aktywny w polskim środowisku Montevideo, m.in. pomagał marynarzom uciekającym ze statków handlowych przybyłych z PRL. Dzięki pośrednictwu Giedroycia i Józefa Czapskiego został zatrudniony na dogodnych warunkach (umożliwiających mu pisanie) w fabryce wełny polskiego Żyda Edwarda Berenbauma. Pracował także jako dozorca łodzi plażowych oraz prowadził w porcie kiosk tytoniowy, który jednak dość szybko zbankrutował. W r. 1949 został uhonorowany brazylijskim Medalem Rui Barbosa.

W r. 1952 wrócił S. do twórczości literackiej, ogłaszając za namową Giedroycia w paryskiej „Kulturze” (nr 2–3) esej Pióra w ukropie albo strach nami rządzi. Podjął w nim problem patriotyzmu i wierności wartościom w czasie wojny oraz rozważał sens etosu klerka w sytuacji wygnania. Gombrowicz, jeden z bohaterów eseju, odpowiedział t.r. „Refleksjami na marginesie Straszewicza” („Kultura” nr 7–8, przedr. w „Dzienniku 1953–1956”), zarzucając S-owi, że nie traktuje literatury poważnie, lecz uważa ją wyłącznie za ozdobę i dodatek do egzystencji, przy czym jego emocjonalny patriotyzm «zaważył najfatalniej na całej naszej polityce». W „Kulturze” (1953 nr 10) wspominał S. radiostację «Świt» (O Świcie). W r. 1952 opublikował w „Kulturze” (nr 10) opowieść Katedra Sandwiczów, a w r. 1953 tamże (nr 6) opowieść Kociołek na Ziemowita (adaptacja radiowa Zdzisława Marynowskiego z t.r., wielokrotnie emitowana na antenie Radia Wolna Europa ). T.r. w paryskim Inst. Literackim Giedroycia („Biblioteka Kultury” t. 6) ogłosił tom-dylogię Turyści z bocianich gniazd (wyd. następne, poza cenzurą, L. 1987, wyd. 2 krajowe, W. 1992, nagroda ufundowana przez Koło Byłych Żołnierzy AK w Detroit, 1953; nagroda Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, 1 X 1953), zawierający Katedrę Sandwiczów i Kociołek na Ziemowita. W Katedrze Sandwiczów przedstawił S. przygody polskich marynarzy, którzy w portach Ameryki Południowej uciekli ze statków floty handlowej PRL. Bohaterowie opowieści byli duchowymi rozbitkami, ludźmi śmiesznymi i tragicznymi zarazem, w ich postaciach dostrzegł S. kwintesencję polskiego wygnańczego losu. Wykorzystując urzędowy język PRL w pomieszaniu z językami różnych portów świata, znakomicie operował S. humorem, ironią i groteską. Katedra Sandwiczów uznana została za «największy szlagier emigracyjny», «wydarzenie literackie [...] niepomiernie znakomitsze od Trans-Atlantyku» (list Juliusza Mieroszewskiego do Giedroycia z 4 II 1953). Z kolei Kociołek na Ziemowita ukazywał rzeczywistość PRL z doskonałą znajomością realiów, ale w formule groteskowo-satyrycznej; akcja rozgrywała się w dzielnicach portowych Gdańska, w środowisku żołnierzy Wojsk Ochrony Pogranicza i funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Obie opowieści zostały bardzo dobrze przyjęte na emigracji (m.in. przez Gombrowicza, Andrzeja Bobkowskiego i Jana Nowaka-Jeziorańskiego); w kraju początkowo przemilczane, zostały w r. 1956 ostro skrytykowane przez Zygmunta Lichniaka.

Na początku r. 1954 przyjechał S. do Europy. Od ok. poł. stycznia do 20 II t.r. gościł u Giedroycia w Maisons-Laffitte, a następnie przebywał w Londynie, gdzie 9 III miał zorganizowany przez Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie wieczór autorski; okazjonalnie publikował w „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza”. Od poł. marca mieszkał w Monachium i przez Nowaka-Jeziorańskiego został tam zatrudniony na trzy miesiące w sekcji polskiej RWE. Przygotował dla RWE, opracowany na podstawie materiałów Biblioteki Polskiej w Paryżu, Reportaż historyczny z rocznic 3-majowych (3 V 1954) oraz słuchowisko Gołąbek, przedstawiające dzieje marynarza pływającego pod banderą PRL (16 VII 1954, „Życie” 1954 nr 29–30). Po powrocie do Montevideo nadal współpracował z „Kulturą”; w r. 1955 ogłosił w niej (nr 7–8) fragment nowej powieści (nieukończonej, roboczy tytuł Narkotyk) pt. Rozdział z powieści; kolejny fragment tej powieści pt. Klips opublikował w „Kulturze” (1957 nr 1).

Dn. 26 VI 1956 przeprowadził się S. na stałe do Monachium i podjął pracę w sekcji polskiej RWE. T.r., w miesiącach kryzysu politycznego w Polsce, był twórcą audycji: Odwrotna strona medalu (26 VII, o powstaniu w Poznaniu), Rozmowa o dwóch stronach medalu (25 X, o wydarzeniach w Warszawie) oraz (we współpracy z Nowakiem-Jeziorańskim) Co się stało po powrocie Gomułki z Moskwy (30 XI). Był jednym z redaktorów i autorów politycznych audycji cyklicznych: „Odwrotna strona medalu”, „Panorama dnia” oraz „Fakty, wydarzenia, opinie”. W tym czasie był także jednym z sygnatariuszy protestu przeciw przyjętej przez londyński Zjazd (20–21 X 1956) Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie uchwale o niepublikowaniu w kraju („Kultura” 1957 nr 1–2). W RWE przygotował m.in. audycje: Somosierra (26 XII 1957, wspólnie z Ryszardem Dzikowskim), Zakład olimpijski. Wyścigi rydwanów (25 II 1959, wspólnie z Wojciechem Trojanowskim), O Gombrowiczu opowiada Straszewicz (10 III 1959) i Historia o lasce ze srebrną gałką (29 III 1959, o Gałczyńskim i Gombrowiczu). Razem z Korbońskim wystąpił 21 IV 1957 w audycji dokumentalnej Michała Lasoty (Tadeusza Chciuka) Dzieje rozgłośni Świt. Pisał też scenariusze do Teatru Wyobraźni RWE, m.in. Zamek nietoperzy czyli Królowa Bona umarła (17 IV 1960, „Na antenie” 1965 nr 27/28), o ostatnich latach życia Bony Sforzy, oraz Znalazłem Arkę Noego (24 XII 1960). Dla RWE przygotował ponad 200 audycji (Archiwum RWE w Arch. Dok. Mechan. w W.). S. cieszył się w radiu sympatią i szacunkiem Nowaka-Jeziorańskiego i był wg niego «ulubieńcem całego zespołu [...]. Miał niezwykłe poczucie humoru…». Nigdy nie rozstawał się z „Trylogią” Henryka Sienkiewicza, a wśród przyjaciół znana była jego pasja do gotowania i szybkich samochodów.

W r. 1961 w wyniku rozwijającej się choroby (rak płuc) zaprzestał S. pracy. T.r. ożenił się ze swą wieloletnią towarzyszką życia Ewą z Szumanów 1.v. Roman, wdową po konsulu RP w Montevideo. W r. 1962 wrócił do Montevideo i tam zmarł 18 IX 1963; został pochowany na Cemeterio del Norte. S. nie pozostawił potomstwa.

W audycji „Pamięci Czesława Straszewicza” w RWE (20 IX 1963) wspominali go pisarze, m.in. Tadeusz Nowakowski i Marek Celt (Chciuk). Wg Nowakowskiego S. «celował w autoironii, a pisanie było ukrytą pasją jego życia»; wg Józefa Czapskiego był «najbardziej ludzkim z naszych pisarzy» o «czujnej uwadze [...] i zupełnym braku egocentryzmu». Giedroyc uważał S-ego za najwybitniejszego pisarza swego pokolenia (list do Melchiora Wańkowicza z 20 XII 1954).

Współpracownicy S-a z RWE: Nowakowski, Jan Krok-Paszkowski i Roman Palester ufundowali w r. 1964 nagrodę jego imienia dla najlepszego słuchowiska radiowego Teatru Wyobraźni („Na antenie” 1964 nr 3, „Kultura” 1964 nr 4).

Violetta Wejs-Milewska

(pod linkiem bibliografia, itp.)
 

 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować