Na przełaj Afryki (z ilustracjami).
Postanowiłem wyciągnąć z archiwów Kraju te dwa artykuły poświęcone Afryce, o których wspominał autor Cecila Africanusa, Tadeusz Żuk–Skarszewski, bo będzie o nim jeszcze mowa ze dwa, trzy razy. Pobrzmiewa tu echo W pustyni i w puszczy, ale są i stałe warianty gry, więc może warto.
Pisowni nie poprawiam. Wytłuściłem w samym tekście nierozpoznane nazwiska lub nazwy.
To pierwszy, z nr 41 (20 października 1898).
NA PRZEŁAJ AFRYKI. (Z ILUSTRACJAMI). [ilustracje są słabej jakości]
I.
Walka o Sudan.
Rok 1882 był dla Egiptu rokiem nieszczęść. Oddawna już niedołęztwo ludności, przekupstwo urzędników, rokosze wojskowych i marnotrawstwo khedywów pogrążały go w coraz to większy upadek. Ale pod nominalną władzą sułtana Egipt był państwem niemal samodzielnem i władał Nilem od Aleksandrji aż po Khartum, Faszodę, Kassalę. W roku tym nieszczęsnym rokosz Arabiego sprowadził nań opiekę angielską, a powstanie Mahdiego pozbawiło go panowania nad górnym Nilem.
Mahdi, syn prostego cieśli, urodzony w r. 1848, młodym chłopcem oddał się pustelniczemu życiu i religijnym rozmyślaniom, które przerwał w r. 1881, by ogłosić się prorokiem i zbawcą Islamu. Trzydziestotrzechletni człowiek głosił religijną reformę, którą narzucić postanowił mieczem, głosił, że jego wyznawcy „bardziej śmierć kochają, niżli inni życie”, porwał za sobą tłumy i w 18 miesięcy zawładnął wielkim szmatem kraju, w pień wycinając opornych i egipskie załogi.
Tymczasem anglicy krwawo stłumili wojskowy rokosz Arabiego i usadowili się w Kairze. Rzeczywistej władzy nie mieli, tylko prawo dawania khedywowi doradców, których ten mógł nie słuchać; ale słuchał, choć nie zawsze dobrowolnie. Rozpoczęła się reorganizacja kraju, porządkowanie finansów, budowanie kolei i kanałów, ćwiczenie wojska: anglicy czynili to nie bezinteresownie, ale, bądź co bądź, czynili, i Egipt począł się odradzać u ujścia Nilu. U jego górnego biegu postrach i zniszczenie szerzył Mahdi. Osady opustoszały, podbitych w rygorze utrzymywały stawiane wszędzie szubienice, grabież dostarczała dostatków, a prorok zbytkiem i hulaszczem życiem wynagradzał sobie lata młodzieńcze, spędzone na postach i modlitwie.
W chwili, gdy anglicy przybyli do Egiptu, nieznany przedtem Mahdi był już potężnym władcą rozrastającego się wciąż państwa i zagrażał Egiptowi. W r. 1883 Mahdi rozbija 10-tysięczną egipską armję pod wodzą jen. Hicks’a; w r. 1884 rozprasza wyprawę Bakera i czyni swym wasalem Slatina. Nic oprzeć się nie może tym sfanatyzowanym tłumom, którym dowodzi sam prorok, lub jego zastępca, Osman Digma [Digna]. Do zagrożonego Khartumu udaje się jen. Gordon, by powstrzymać ich zapędy. Niebawem zewsząd jest otoczony. Wprawdzie jen. Graham odnosi chwilowo zwycięztwa, ale odsiecz Gordonowi przychodzi zapóźno, Mahdi zdobywa Khartum po bohaterskiej obronie, którą Gordon przypłaca swem życiem. Nowe wyprawy Wolesleya i Grahama kończą się niczem, bo derwisze cofają się w głąb, aż anglikom zabraknie wody i muszą w tył zawracać. W r. 1885 Mahdi włada już całym Sudanem, stoi u szczytu potęgi i sławy, jest samowładnym panem, przygotowuje wyprawę dla zdobycia Egiptu i nagle — umiera. Trzy lata tryumfów, napawania się władzą i rozkoszami życia, powaliło tego eks-ascetę.
Testamentem Mahdi ogłosił swym następcą Abdulę i nowy kalif, który rozpoczął żywot, jak jego poprzednik, a potem stał się powiernikiem Mahdiego i jego towarzyszem boju, okrucieństw i zabaw, — podejmuje jego plany. Natychmiast zdobyć chce Egipt, ale w r. 1886 przełamać nie może oddziału Stephensona. Mimo to wysyła listy, wzywające do przyjęcia jego wiary, do khedywa, sułtana i... królowej Wiktorji, grożąc im podbojem. W roku 1889 powtórnie wkracza do Egiptu, oświadczając, że go zdobyć postanowił, wysłannikom egipskim odpowiada, jak Bismark: „my, derwisze, boimy się Boga, zresztą nikogo” (dosłownie), ale po raz drugi rozbija się o wojsko angielskie pod Toski, a w r. 1891 pod Afafit.
Okazało się, że ani anglicy wkroczyć nie mogą do Sudanu, ani derwisze do Egiptu. Pierwsi rozbijali się o brak wody i środków komunikacyj; drudzy o wyższość orężną anglików.
Nastała chwilowa przerwa. Kalif gromadził bogactwa (z handlu niewolnikami i grabieży), anglicy ćwiczyli egipską armję. Na jej czele stanął „sirdar” Kitchener. Kitchener młodym będąc pułkownikiem, zapoznał się z derwiszami, dowodząc w Suakim [Suakin]; miał nawet od ich lancy na głowie pamiątkę. Młody jeszcze człowiek, zimny, energiczny, przezorny, twardy dla siebie i dla innych, Kitchener żył jedną myślą: zdobyć Sudan i pomścić Gordona. Nie jest to „dzielny” jenerał. Kitchener jest systematyczny, jak maszyna; byłby w armji niecierpianym, gdyby nie zwyciężał z regularnością chronometru. Rozpoczął od przeobrażenia armji, robiąc, z egipskiej i senegalskiej zbieraniny, karne i wyćwiczone bataljony. Następnie przygotował wyprawę: ponieważ anglików zwyciężały nie derwisze, lecz niewygody, brak wody i żywności, Kitchener zorganizował swą wyprawę, jak Thomas Cook and Co. organizuje swe wycieczki turystów do czwartej katarakty. Niczego nie brakło. Śladem za armją ustawiano telegraficzne słupy i układano szyny, i pociągi dowoziły bifsztyków i napitku.
Dnia 6 czerwca 1896 r. sirdar Kitchener rozpoczął swój pochód; przodem szła senegalska jazda i, o dziwo, nie struchlała na widok derwiszów: forpoczty galopowały przed ich frontem, odstrzeliwając się z krwią zimną. Kitchener pobił nieprzyjaciela, zdobył 700 kilometrów Nilu i zajął Dongolę. W roku następnym, w Wielki piątek w nocy armja egipska w milczeniu podchodziła pod okopy Atbary. O świcie rozpoczęto atak, który przemienił się w wyścig między angielskiemi i egipskiemi pułkami: kto pierwszy stanie na nieprzyjacielskich okopach? I egipska hołota nie dała się pobić w tym śmiertelnym biegu! Kitchener się skrzywił, ale „sirdar” egipski uśmiechnął się z zadowoleniem, choć posiał pole walki tysiącem egipskich i angielskich trupów.
Dotąd zadanie było łatwiejsze, bo linja kolejowa, którą doprowadzono do Atbary, ułatwiała marsz zwycięzki. W sierpniu r. b. powiódł Kitchener swą 27-tysięczną armję z Atbary do Khartum przez pustynię. Rok cały przygotowywał swój pochód, ale wykonał go tak, że nie brakło ani razu żadnego z 27 tysięcy bifsztyków, o nabojach już nie wspominając. Nie jest to rzeczą łatwą. Na Madagaskarze francuzi doszli do Tananaryfy tak wycieńczeni głodem i chorobami, że do walki byli niezdolni; zdobyli miasto, bo howasi nie stawili oporu. Pod Khartum czekało 70 tysięcy uzbrojonego, wyćwiczonego, bitnego i sfanatyzowanego żołnierza. Kalif był dobrze uzbrojony i poprowadził swe zastępy jak strategik skończony.
Straszna to była bitwa. Jeśli afrykańskie ludy ostać się zdołają wobec europejskiego najazdu i zdobędą kiedyś samodzielność, to pod Omdurman stanie pomnik ku chwale ich waleczności, której po obu stronach dali dowody. Na pierwszy ogień szły pułki egipskie, pod komendą angielskich oficerów. Na nie rzucili się derwisze z niesłychanym zapędem. Chwila wahania starczyłaby, by linja angielska uległa liczebnej przewadze. Egipcjanie wytrzymali atak z tak zimną krwią, przyjęli go tak regularnym ogniem, jak podczas manewrów. Derwisze udowodnili, że „śmierć kochają”, pędząc w pas, który karabiny i „maksimy” wypełniały strugą ołowiu, z zapędem niepohamowanym niczem, choć stosy trupów udowadniały im, że przebyć go niepodobna. Gdy przełamani, rozbici szarżą 21 pułku angielskich ułanów (młodego pułku, który chrzest krwi odbył, przerębując się przez środek nieprzyjacielskiej armji), derwisze skupili się, pobici już, lecz nie zwyciężeni, około czarnego sztandaru kalifa, to w śmiertelnym ogniu wytrwali, z rąk do rąk podając sobie sztandar Mahdiego, aż rąk żywych brakło i czarny sztandar pokrył kupę trupów.
Nic już nie stanęło na przeszkodzie Kitchenerowi, który plan obmyślił i wykonał, do zajęcia utraconych w r. 1882 przez Egipt prowincyj. Zajął Omdurman, gdzie około grobowca wielkiego Mahdiego powstało wielkie miasto z pałacami kalifa, w którym znaleziono jego skarbiec i galową karetę (berlińskiego wyrobu: made in Germany! [oczywiście szwarzcharaktery są Niemcami]). Zajął też i Khartumu ruiny, gdzie, jako pamiątkę po Gordonie, napotkano zardzewiałe maszyny do nawodniania kraju, ślad przerwanej przez derwiszów działalności tego pracownika i bohatera. Za zbiegłym kalifem wysłał zwycięzca pogoń, by mahdizm wytępić doszczętnie, sam zaś ruszył dalej na południe... do Faszody.
II.
Spór o Faszodę.
„Zająłem Sobat, kiedy pan zdążysz z drugiej strony?” — taki telegram wysłał Kitchener po powrocie z wyprawy do Cecila Rhodesa, do Kaplandu.
Nie bezinteresownie anglicy przez lat tyle pracowali nad podźwignięciem Egiptu, wyćwiczeniem jego armji, szterlingami brukując pustynię! Kitchener z północy, Rhodes z południa, zapuszczali się w „czarny ląd”, jak inżynierowie, gdy tunel przekopują: ten, co pierwszy przebił się przez pół góry, dziwi się, że z drugiej strony uderzeń młota nie słyszy. Rhodes pracował z drugiej strony rzetelnie, wwiercał się ku północy; okrążył Transwaal, gdy się go zawojować nie udało, obezwładnia go teraz, odcinając od zatoki Delagoa, od morza. Jezioro Wiktorja Nyanza było punktem stycznym; więc urzeczywistnione będzie marzenie o angielskiej Afryce od Aleksandrji do Kaplandu: na nowej części świata krzyżem położą się anglicy!
Po rozbiciu derwiszów trzeba już było tylko zbierać owoce tylu trudów: droga do Wiktorja Nyanza stała na oścież otworem. Wtedy to Kitchener dowiedział się, że w Faszodzie znajdują się francuzi! Wiadomość ta brzmiała nieprawdopodobnie. Kto wkraczał w kraje Mahdiego, narażał się na podwójne niebezpieczeństwo: derwisze nie żartowali ze śmiałkami, a mieli siłę, by armjom, nie zaś garstkom stawić czoło; powtóre, Anglja już w roku 1895 przez usta sir Grey’a oświadczyła wyraźnie: „Nie mogę przypuścić, by zdążała nad Nil francuzka wyprawa z tajnemi instrukcjami. Nasze stanowisko wobec dawnych tych prowincyj Egiptu jest znane Francji od tak dawna, że wyprawę taką uważać byśmy musieli nie za akt nierozważny, ale wręcz nieprzyjazny”. Prócz tego, przystęp do Nilu i Faszody anglicy odcięli przez układy z Niemcami i Włochami [a tu już są dobrzy], zabezpieczające im ten kawał kraju, dzielący Khartum od Wiktorja Nyanza. Mimo to z Ubangi wyruszyła francuzka wyprawa pod wodzą kapitana Marchanda, a na zapytanie, co to ma znaczyć, rząd angielski otrzymał odpowiedź, że jest to wyprawa „naukowa”. W rzeczywistości „naukowa” wyprawa miała za zadanie unicestwić plany angielskie; nie przyznawano się do tego otwarcie, bo zadanie było tak trudnem do wykonania, że spierać się nie było warto o rzeczy nieprawdopodobne do osiągnięcia. Trzeba było na wskroś Afryki utorować sobie drogę, staczając ciągłe walki i paroletnim marszem dotrzeć do Faszody, zanim zajmą ją anglicy, a nie wcześniej, aż derwisze będą mieli związane ręce walką o Khartum; inaczej wyprawa w 200 ludzi wyciętą byłaby w pień przez 70-tysięczną armję Mahdiego.
Zadanie to spełnił z zadziwiającą wytrwałością, odwagą i zręcznością młody kapitan Marchand. Inna wyprawa francuzka, od granic Abisynji, spełzła na niczem; angielska wyprawa Macdonalda, zmierzająca ku Faszodzie od południowego zachodu, uwięzła, walcząc z tubylcami. Marchand tymczasem w r. 1896 zanurzył się w pustynię, przepadł zdawało się bez wieści, a po dwóch latach, w wilję zdobycia Khartumu, wtargnął do Faszody w chwili, gdy derwisze wszystkie siły wytężyć musieli na walkę z sirdarem. Szedł na pewną zgubę i nietylko ocalał, lecz dzieła dokonał!
Na wieść o francuzach w Faszodzie Kitchener wyruszył tam z wojskiem egipskiem, zapytał Marchanda, czy myśli stawić opór jego przeważnej sile, bo on uważa go tylko za eksploratora, i chorągiew angielską i egipską na wałach Faszody wywiesi. Marchand nie stawił oporu, ale oświadczył, że nie ustąpi, bo ma wyraźne instrukcje swego rządu, by Faszodę dla Francji zająć. Anglicy zostawili załogę i zajęli kraj dokoła, a równocześnie poczynili przedstawienia w Paryżu. P. Delcassé, nie wiedząc, co Marchand oświadczył, dał odpowiedź, że nie ma on żadnych rządowych instrukcyj, tylko wskazówki od gubernatora Ubangi, p. Liotarda.
Wobec wahających się oświadczeń francuzkiego ministra, Anglja ogłosiła swą „niebieską księgę”, zawierającą oświadczenie Salisburego, że cały Sudan jest „prawem zdobywcy” własnością anglo-egipską, że Anglja nie wejdzie na tym punkcie w żadne układy, że Marchanda uważa jedynie za „wysłannika cywilizacji w przykrem położeniu”, i że praw francuzkich do Faszody nie uzna. Angielska prasa uderzyła w wojenną nutę. W Paryżu, mimo dreyfusjady, powodzenie Marchanda wywołało entuzjazm, i rada miejska jednomyślnie uchwaliła dać jednej ulicy nazwisko „rue de Fachoda” . Ogłoszenie bluebook’u dolało oliwy do ognia i p. Delcassé, który w świetle angielskich depesz wygląda dziwnie chwiejny i nie wiedzący, czego żądać, przygotowuje swą „księgę żółtą”, mającą udowodnić, że Francja ma prawo do szukania oparcia o Nil, dający przystęp do jej środkowo-afrykańskich posiadłości.
Na tem dziś sprawa stoi i przedstawia się wcale groźnie. Zdaje się nie ulegać wątpliwości, że Anglja nie ustąpi, i bez ujmy i wyrzeczenia się swych planów ustąpić nie może. Łatwiej przyszłoby to Francji, która bezpośrednich interesów nad Nilem nie ma (nie ma nawet doń przystępu przez własne terytorjum) ma tylko interes negatywny: szkodzenia Anglji. O Faszodę francuzi nie mają powodu chwytać za karabiny. Niestety, miłość własna utrudnia spokojne układy: jak tu wyrzec się owoców trudów Marchanda, jak wyrzec się Faszody, której nazwisko nosi ulica Paryża? Anglja wyrzec się nie chce owoców tyloletnich wysiłków Wolesleya, Gordona, Kitchenera. „Z góry mówiliśmy otwarcie, czego chcemy; nie cofniemy się, gdy kosztem tylu ofiar dokonaliśmy dzieła, dlatego, że podstępnie chcecie skorzystać z naszej pracy”. Tak przemawiają dzienniki angielskie.
Faszoda stać się może najsławniejszą miejscowością w Afryce.
Sk.
https://en.wikipedia.org/wiki/Mahdist_War
https://en.wikipedia.org/wiki/Scramble_for_Africa
tagi: anglia wielka brytania francja cecil rhodes imperializm kolonializm egipt kolej sudan afryka kraj sirdar derwisze kitchener marchand mahdi faszoda 1898
![]() |
umami |
31 grudnia 2020 15:43 |
Komentarze:
![]() |
umami @umami |
31 grudnia 2020 15:52 |
Wszystkim życzę szczęśliwego Nowego Roku i dobrej zabawy.
I uciekam sprzed ekranu.
![]() |
Andrzej-z-Gdanska @umami |
31 grudnia 2020 22:23 |
Zaciekawiła mnie notka, aż musiałem sprawdzić co się potem stało:
Major Marchand w Faszodzie
W marcu 1899 roku Francuzi i Brytyjczycy doszli do porozumienia, zgodnie z którym źródła Nilu i Kongo miały stanowić granicę ich stref wpływów.
Major Marchand w Faszodzie
Niektórzy historycy uważają rozwiązanie konfliktu i wzrost potęgi Niemiec za przyczyny ustanowienia entente cordiale (fr. serdeczne porozumienie). Incydent był ostatnim sporem kolonialnym między Wielką Brytanią a Francją.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Incydent_w_Faszodzie
![]() |
umami @Andrzej-z-Gdanska 31 grudnia 2020 22:23 |
1 stycznia 2021 21:26 |
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a ciąg dalszy przecież nastąpi :) Niebawem.
Portret ładny.