-

umami

Handel czcią ludzką. Nowości Illustrowane nr 11 z 10 grudnia 1904

    Coś rozluźniającego. Jak to pisze pani Ewa Rembikowska, serdecznie pozdrawiam, retro–pudelek.

    Występują:


    Hrabia Ignacy Korwin–Milewski, brat Hipolita, wielki oryginał i panisko, korzystające z uroków życia pełną piersią, ale też wykształcony malarz, który porzucił tę prefesję, ponieważ uznał, że są od niego lepsi, co przerodziło się w kolekcjonerstwo i mecenat nad najwybitniejszymi polskimi malarzami. Jego kolekcja składała się, ze wszystkich znanych powszechnie obrazów, m.in.  Chełmońskiego (Babie lato), Gierymskiego (Trumna chłopska), Matejki (Stańczyk), Czachórskiego (Aktorzy przed Hamletem) a także serii, około 20, ich autoportretów (m.in. Matejko, Malczewski, Gierymski, Ajdukiewicz, Bilińska). Wspierał ich wszystkich, drogo kupując od nich obrazy, także Fałata i Wojciecha Kossaka (niewdzięcznik Kossak, duchem rewolucjonista, zwykł o nim mawiać Moskal, ale pieniądze za obrazy brał chętnie). Na ten zbiór szukał miejsca we Lwowie i Krakowie. Niestety miasto Kraków nie zobaczyło interesu w udostępnieniu gruntu pod budowę obiektu na jego kolekcję, wywiózł ją więc na swoją wyspę Sveta Katarina (obecnie należy do Chorwacji) na Adriatyku (był w tym czasie jednym z dwóch Polaków, którzy posiadali prywatne wyspy). Po wylewie, już po odzyskaniu niepodległości przez Polskę, w 1922 roku, zaczął popadać w kłopoty finansowe, i kolekcja rozproszyła się. Los wielu z tych obarazów nie jest znany, ponoć trafiły gdzieś, do antykwariuszy w Wiedniu, część można oglądać w Muzeum Narodowym w Warszawie, które oferowało zbyt małe pieniądze i nie było go stać na bezpośredni zakup (Jan Skotnicki się nie popisał) ale część obrazów nabyło przez pośredników.
    Hrabia skupował na przykład obrazy o tematyce ludowej, ukazujące życie polskich chłopów, nie ulegając przy tym żadnej chłopomanii (był wrogiem demokracji i socjalistów). 

    Z Płacheckich Cecylia Włodzimirska rzekomo córka hr. Milewskiego.

    Mama Płachecka, matka Cecyli Włodzimirskiej.

    Karol Włodzimirski, mąż Cecylii Włodzimirskiej.

    Wincenty (w gazecie błędnie podano inicjał jego imienia) Wodzinowski artysta-malarz. Jeden z tych, których mocno wspierał hrabia. Trochę o nim w artykule tu: http://www.24ikp.pl/skarby/ludzie/krajanie/wodzinowski_wincenty/art.php (w tekście został zjedzony fragment; jest: Aleksander Fałat, powinno być, prawdopodobnie: Aleksander Gierymski, Julian Fałat).

    Hr. Mieroszowski, sekretarz c. k. sądu powiatowego karnego w Krakowie.

    Adwokat dr. Gluziński, rzecznik hr. Milewskiego.



    Artykuł pochodzi z krakowskiej gazety Nowości Illustrowane nr 11 z 10 grudnia 1904 (strona 7 i 8). Odpowiedzialny redaktor: Wiktor Nimhin. Wydawca i właściciel: Aleksander Ripper. Drukarnia Władysława Teodorczuka w Krakowie, ul. Zielona 7.

    https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/publication/127945/edition/120267/content
    https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/publication/424923/edition/400150/content?ref=desc

    Zachowałem oryginalną pisownię, włącznie z błędami. W nawiasach kwadratowych umieściłem drobne uwagi.



 

    Handel czcią ludzką.

    I rozegrał się znowu jeden z dalszych aktów komedyi, którą równie dobrze możnaby zatytułować „Mąż i żona”, jak „Towar na sprzedaż”, lub też „Cnotliwi ludzie”. Bohaterowie tej „sztuki”: rzymski hrabia Milewski, pani Cecylia Włodzimirska, narzeczony Barber, mąż od biedy p. Karol Włodzimirski, mama Płachecka, uczony prawnik dr. Otton Frischauer i artysta-malarz Wodzinowski, zeszli znów ze sceny po znakomitem odegraniu swych ról, ku uciesze lubiącej mocne wzruszenia gawiedzi. Akt ten jednak dla jednego z bohaterów zakończył się bardzo smutnie, bo jego finansowo-etyczne kombinacye zarobienia grubszej sumy na hańbie ludzkiej, uwieńczone zostały zasłużoną nagrodą jednomiesięcznego aresztu obostrzonego postem.

    Spoglądając na te skandaliki arystokratyczno-plutokratyczne, które obecnie „przewietrzał” sąd karny we Wiedniu z okazyi skargi, jaką rzymski hrabia wytoczył uczonemu prawnikowi z powodu oszczerstw, wymuszenia i tym podobnych wielce honorowych okoliczności, formalnie aż niedobrze się robi każdemu zwykłemu śmiertelnikowi, nieprzyzwyczajonemu do handlu czcią ludzką i ciałem!

    Jak w kalejdoskopie przesuwa się nam przed oczyma cały szereg obrazków, stanowiących znakomity temat do tak zwanej kryminalnej powieści.

    Oto na krakowskich plantach w krótkiej sukience podlotka bawi się mała Cesia Płachecka, śliczny, żywy dzieciak o niebieskich oczętach Murillowskiego cherubinka. Czuwa nad nią argusowe oko mamy, które jednak przymyka się systematycznie wówczas, gdy koło Cesi zaczyna krążyć bogaty pan Karol Włodzimirski. Aż pewnego dnia zrobił się w Krakowie straszny rumor! Mała Cesia porzuciła kochaną mamę i drapnęła w świat naturalnie nie sama! Towarzysza do tej eskapady znalazła sobie już dawno w postaci pana Karola!

    Dalej obrazki zmieniają się w szybkiem tempie: pogoń, odszukanie zbiegów, groźba i widmo kryminału za uwiedzenie, krótkie pytanie „ile ?” poparte odpowiednim gestem ręki, szlachetne oburzenie i alternatywa: „albo do sądu, albo do kościoła” — wspaniały ślub i... koniec pierwszego aktu.

    Małżeństwo kocha się ogromnie, ale przeważnie... poza domem, co powoduje znaczne obustronne wydatki, które nadszarpały znacznie zasobny mieszek pana Karola i piękną panią Cesię lubiącą stroje popchnęły w długi. Długi uczą zwykle rozumu, nauczyły więc i panią Cecylię. Dzielna kobietka poczęła myśleć, jakby zdobyć nowe obfite źródło dochodów przy niewielkich wysiłkach i w myśli zarysowała się jej postać starego milionera (w takich wypadkach starzy są najlepsi, bo prędko się przywiązują i do dojenia są wyborni), która niebawem przybrała całkiem realne kształty i to dzięki świętemu zapałowi i miłości do sztuk pięknych, co ożywiały serduszko pani Cecylii.

    Nie mogąc na ołtarzu tych sztuk pięknych złożyć coś innego, ofiarowała pani Cecylia samą siebie i jako modelka zaczęła zaglądać do pracowni malarza Wodzinowskiego. Właśnie w tym czasie zjawił się w Krakowie rzymski hrabia p. Milewski, który, nie mając co zrobić z groszem, zabłąkał się do tej pracowni i zakupił cały szereg obrazów, płacąc za nie tak hojnie, że p. Wodzinowski pochwalił się tem przed swą modelką. Pani Cecylia odrazu uznała całą olbrzymią wartość hrabiego i zaczęła prosić mistrza, aby przedstawił ją bogaczowi, gdyż potrzebuje koniecznie starszego człowieka, któryby zaspakajał jej pieniężne dolegliwości. Artysta zrazu wymawiał się od tej zaszczytnej roli pośrednika, ale w końcu z jednej strony obowiązki wdzięczności, z drugiej litość nad biedną panią Cecylią, złamały ten odruchowy zgoła zbędny upór i — rzymski hrabia poznał urodziwą Krakowiankę. Stosunki wzajemne świeżych znajomych ułożyły się jak najlepiej, bo w trzy dni po wymianie pierwszych słów — jak to rozprawa wykazała — oboje byli już per „ty” ze sobą.

    Pan Karol Włodzimirski zgodził się na ten interes, zwłaszcza, że dzięki poświęceniu się mamy Płacheckiej dla dobra najukochańszej córki, trójkąt małżeński ozdobiono cudowną dekoracyą. Hrabia Milewski został bowiem mianowany naturalnym ojcem pani Cecylii i jako taki uzyskał prawo ratowania jej w finansowych potrzebach, a właściwie nie tylko jej, bo także pana Karola, a nawet — o ironio — pozwolono mu kosztem sześćdziesięciu koron przyczynić się do polepszenia bytu „Roji”, psa państwa Włodzimirskich.

    Ale też dzięki tej dekoracyi, gdy rzymski hrabia przemieszkiwał w wiedeńskim hotelu „Imperial”, a pan Karol przybył z żoną do Wiednia, pani Cecylia obrała sobie locum standi w „Imperialu”, podczas gdy małżonek swe lary i penaty schronił pod dachem hotelu „Erzherzog Karl”! Ale też dzięki tej dekoracyi uznanej i aprobowanej przez zacną mamę Płachecką, wszystkim było dobrze, jak w raju, a języki ludzkie, ostre, niezmordowane języczki krakowskie nie próżnowały!

    Nie długo jednak trwały piękne dni Aranjuezu! Rzymski hrabia był rasową dojną krówką, ale tylko na punkcie pieniędzy. Pani Cecylii, jako kapłance Astarty, nie wystarczało tylko złoto i niebawem pan hrabia ujrzał, że na głowie zaczynają się mu tworzyć narośle, dziwnie dobrze przypominające małżeńskie rogi pana Karola.

    Wzburzyło się morze, po którem kołysała się łódź Włodzimirskich. Wśród błyskawic słów i grzmotu policzków, rzymski hrabia rzucił urodziwą Krakowiankę, kochający mąż rozpoczął rozwodowe kroki przeciw czułej na niewieścią cześć żonie. Wzburzyło się morze i spośród bałwanów wyłonił się znakomity prawnik, wielki uczony „Hof und Gerichtsadwokat” dr. Otto Frischauer.

    Doktor przedewszystkiem zbadał sytuacyę, a poznawszy, że kupiec Włodzimirski stracił prawo sprzedaży towaru, znanego pod mianem pani Cecylii, postanowił sam eksploatować zyski, których ona mogła przysporzyć. Dekoracyjna bajeczka miała mu przynieść w pierwszej linii pomoc i między piękną panią Cecylią a uczonym prawnikiem stanął układ: rzymski hrabia, jako naturalny ojciec, musi ją wyposarzyć, z otrzymanej kwoty pani Cecylia dostanie dwadzieścia procent, a osiemdziesiąt weźmie pan doktor za swoją fatygę, gdyby zaś hrabia nie dał się naciągnąć, to pani Cecylia czy tak czy tak, musi zacnemu mecenasowi dać za fatygę, choć bezskuteczną wcale skuteczne pięćdziesiąt tysięcy koron.

    Bez okrzyków „urra” i „banzai” rozpoczęła się wojna. Pokazało się jednak, że rzymski hrabia posiada kulturę Japończyka i — bezkarnie nie da sobie pluć w kaszę ani też w tak lubiane przez panią Cecylię Spendierhosen [niem. dosł. spodnie hojności]...

    I o to pan hrabia skarży panią Cecylię o plotkę w sprawie ojcowstwa przed krakowskim trybunałem, reprezentowanym przez hr. Mieroszowskiego. Pani Cecylia przegrywa i dostaje wyrok na parę tygodni aresztu. Uczony prawnik szturmuje do hrabiego Milewskiego, ale zamiast monety, zyskuje obietnicę wypłaty w postaci... kijów! A w tem zjawia się milioner bez milionów Barber, który wzorem wiedeńskich „strizzi” [niem. alfons, sutener] bierze panią Cecylię na małżeństwo i zyskuje intratną pod różnymi względami posadę narzeczonego pięknej pani.

    I znów z chyżością jaskółki przewija się sto plotek i oszczerstw, których ofiarą pada hrabia Milewski i krakowski sędzia hr. Mieroszowski; sypią się fałszywe telegramy, które autorzy, to jest pani Cecylia i spółka, podpisują nazwiskiem komisarza naszej policyi, barona Clossmanna; zamachy na osobistą cześć ludzką są dla spółki, otoczonej opieką uczonego prawnika, codziennym chlebem a kulminacyjnym punktem jest napad Barbera na hrabiego Milewskiego we Wiedniu. Bohater uderza hrabiego i ucieka ale tak nieszczęśliwie, że kula posłana w pogoń za nim utkwiła w najmięsistszej części jego ciała!

    W końcu hrabia M. ma już dość tych romansów, groźb i wymuszeń. Chroni się pod opiekę prawa, powołując na swego rzecznika dra Tadeusza Gluzińskiego, adwokata z Krakowa. Hrabia Mieroszowski przyłącza się do postępowania karnego i we Wiedniu odbywa się rozprawa, która wreszcie wydobyła na światło dzienne wszelkie tajemnicze machinacye pod firmą „pani Cecylia”. Uczony prawnik został skazany na miesiąc aresztu obostrzonego postem, a pani Cecylia powróciła znów w objęcia narzeczonego...

    Oto komedya, którą „Polonia” we Wiedniu bawiła w ostatnich dniach różne „blatty”, „zeitungi” ku większej chwale narodu.

    A — no! avanti signore! Ma Belgia swego Leopolda i Cleo de Merode, to my cieszmy się rzymskim hrabią, panią Cecylią i panem Karolem, zostawiając Wiedniowi zaszczyt posiadania Frischauera!....




    Jeśli chodzi o to porównanie do Cléo de Mérode, wiemy, że tę złą opinię zawdzięcza pismakom i wrogom politycznym króla Leopolda, to zwykłe pomówienia i plotki, a potem legenda utrwalana przez te wyzwolone francuskie wariatki. Pisałem kiedyś o niej i Małyńskim — http://umami.szkolanawigatorow.pl/dziewki-i-pany-emmanuel-maynski-i-cleo-de-merode

    Do czego zdolne są jednak przebojowe i zdeterminowane młode kobiety, czytaj w najnowszej powieści Michała Radoryskiego Komisarz Zdanowicz i pończochy guwernantek:
    https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/komisarz-zdanowicz-i-ponczochy-guwernantek-juz-wkrotce/


 



tagi: kraków  cléo de mérode  wiedeń  ignacy korwin-milewski  wincenty wodzinowski  1904 

umami
27 listopada 2020 11:48
5     1497    6 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

ewa-rembikowska @umami
27 listopada 2020 20:54

Świetne. Uśmiałam się.

Tu jakby rozszerzenie, bo i do strzelaniny doszło.

http://anno.onb.ac.at/cgi-content/anno?aid=klw&datum=19040701&seite=4&zoom=33&query=%22milewski%22&ref=anno-search

Kurier Lwowski, z 1 lipca 1904 roku.

zaloguj się by móc komentować

umami @ewa-rembikowska 27 listopada 2020 20:54
28 listopada 2020 00:45

Dziękuję za link. Pismaki grzały temat pół roku.
O tej strzelaninie Nowości też tu piszą, z wielkim poczuciem humoru: Bohater [Barber] uderza hrabiego i ucieka ale tak nieszczęśliwie, że kula posłana w pogoń za nim utkwiła w najmięsistszej części jego ciała!
Kuryer Lwowski
 także eufemizuje i tę część ciała nazywa plecami :)
Faktem jest, że Ignacy się nie certolił, jak mógł to niszczył okrutnie tych, którzy zaszli mu za skórę. Na koncie ma udany proces o pozbawienie wykonywania zawodu jakiegoś warszawskiego adwokata, nazwiska w tej chwili nie pamiętam.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @umami 28 listopada 2020 00:45
28 listopada 2020 08:50

Nauczył się chwytów walcząc z bratem. Żartów nie było. Wiesz co to jest, ta historia? To są sagi wikińskie w realu, przed podrasowaniem ich przez Saxo Gramatyka, albo tego co się zań podawał. 

zaloguj się by móc komentować

umami @gabriel-maciejewski 28 listopada 2020 08:50
28 listopada 2020 10:26

Jasne. Wycyrklowane metody :)

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @umami
2 grudnia 2020 19:46

Miał charakter rzymski hrabia. :)

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować