-

umami

Człowieki honoru

I, bynajmniej, nie chodzi mi ani o Jaruzelskiego, ani o Kiszczaka, a o angielskie poczucie... honoru.

Skończyłem czytać książeczkę, którą przetłumaczył Gabriel Maciejewski junior — Propozycja poskromienia Hiszpanii, za co bardzo dziękuję i proszę o więcej, a że dotyczy polityki angielskiej, a tak się składa, że w tej polityce słowo honor, jak i w książkach wybitnego polskiego autora Josepha Conrada, tylko przez pomyłkę nazywanego brytyjskim pisarzem, zawsze jest na pierwszym planie, kilka spostrzeżeń.


Książeczka jest z tych krótkich a treściwych, czyli minimum słów a maksimum ważnych kwestii. Już na początku Maciejewski senior wyjaśnia, o co chodzi — jest to Instrukcja obsługi Imperium. Ja tu posłużę się małym fragmentem:

To, w jaki sposób autor omawia rolę floty wojennej w handlu, może budzić zdumienie ludzi, którzy myśląc o polityce, nie patrzą na mapę świata i szlaki wiodące ku portom nowego świata. Dla autora jednak obecność floty stanowi punkt wyjścia. Bez floty panującej na morzach nie może istnieć wolny handel. Taki aksjomat stoi u początku rozważań naszego anonima. A cóż to jest wolny handel? Otóż jest to taka wymiana, która przynosi korzyść Wielkiej Brytanii.

Nic dodać, nic ująć. Stąd już niedaleka droga do zrozumienia, że człowieki morza to człowieki honoru, synonim. Każdy lord, ba, każdy marynarz, służący w Marynarce JKM, to człowiek niosący cywilizację, postęp i wolność. Nie może być inaczej. Na poparcie dwa fragmenty (podkreślenia moje).

    Str. 39:

    Wojnę, którą prowadzimy, uważam za absolutnie słuszną. Jesteśmy ludźmi z natury handlującymi. Umieszczeni zostaliśmy pośrodku mórz, widać zatem, że sama opatrzność zaprasza nas do prowadzenia wymiany handlowej. Nasi kontynentalni sąsiedzi nie mają zatem żadnego powodu, by się nas obawiać, za to wiele, aby nas uwielbiać. Nie wysuwamy żadnych roszczeń w stosunku do ich królestw. Nie ingerujemy w niczyje podboje, a jeżeli czasami wtrącamy się w sprawy innych, to robimy to tylko po to, aby powstrzymać prawo siły, aby nie dopuścić do pochłonięcia słabszego przez silniejszego i by wspierać równowagę sił, która jest tak dla innych pożyteczna, jak dla nas honorowa.

    Str. 45—46:

    Nasi sąsiedzi są skłonni do popadania w błędne przeświadczenia w stosunku do siły Wielkiej Brytanii w czasie pokoju, które szybko są rozwiewane, kiedy zostaje wyciągnięty miecz. Nawet nasi najbliżsi sojusznicy na kontynencie nie mogli sobie wyobrażać, że uda nam się w tak krótkim czasie zwodować tak potężną flotę. Na czele sojuszy zawsze pokazywaliśmy się w blasku, natomiast najbardziej bezwzględni byliśmy podczas samotnych wojen. Mówię o tym, by podkreślić nasz honor, a nie by zaprezentować nas jako dręczycieli Europy, którymi z natury zawsze byli i będą Hiszpanie. Mówię o tym jako o efektach narodowego rozgoryczenia, kiedy praw nie da się dochodzić  w sposób inny niż poprzez walkę zbrojną. Naród Brytyjski nie pamięta o bogactwie i bezpieczeństwie, dopóki nie obroni swojego honoru. I czy tak dzielny naród powinien po walce usiąść jak opłacany bokser, z honorem wprawdzie, ale też z podartym płaszczem? Absolutnie nie, powinien zdobyć kunsztowne ubrania i założyć je na siebie. Niechaj ci, którzy czynią zło, noszą worki na ziemniaki. My będziemy triumfować i wznosić toasty za naszą słuszną sprawę i sukces naszych wojsk.


Ta propagandowa strona polityki brytyjskiej znajduje do dzisiaj, tutaj nad Wisłą, swoich zwolenników. Od PPS-owców czytających Lorda Jima, przez Becka broniącego interesów Anglii kosztem tubylców, do conradystów stręczących nam brytyjską literaturę. Wyjdzie nam tego ponad 100 lat. A gdyby tak dobrze pogrzebać w tych wszystkich rządach narodowych i dywersji na tyłach, wyszłoby nam tych lat więcej jak 200.

No ale żeby nie było, że ja w kółko o tym samym, wróćmy do książki. Składa się ona z dwóch części, z manuskryptu datowanego na 1711 rok i przypisywanego osobie wielkiej wagi oraz komentarza, czyli „uwag na temat sposobów na ubezpieczenie Wielkiej Brytanii od wydatków bieżącej wojny”. Senior Maciejewski zastanawia się skąd ten kamuflaż ale odpowiedź zostawia czytelnikowi.

Jakieś światło rzucił nam na sprawę ubezpieczeń wykład prof. Krzysztofa Ostaszewskiego. Uzupełnić go można ekonomicznym spojrzeniem na kryzysy będące szansami. Oto co pisze Wojciech Morawski w książce Kronika kryzysów gospodarczych:

    Po tak zwanej sławetnej rewolucji 1688 roku rządzący Anglią wigowie podjęli prace nad utworzeniem banku centralnego. W 1694 roku powstał Bank Anglii, emitujący banknoty i obsługujący dług publiczny. W 1710 roku wigowie utracili władzę na rzecz torysów, którzy Banku Anglii nie darzyli sympatią. Trwająca wojna o sukcesję hiszpańską stwarzała nadzieję na otwarcie dla handlu brytyjskiego kolonii hiszpańskich w Ameryce. Premier Robert Harley lord Oxford utworzył w 1711 roku Kompanię Mórz Południowych, która miała wykorzystać tę szansę, a wobec rządu torysowskiego spełniać funkcję podobną do tej, jaką wobec poprzedniej ekipy pełnił Bank Anglii. W 1713 roku wojna skończyła się pokojem utrechckim, przyznającym Wielkiej Brytanii przywilej tak zwanego aciento [więcej tutaj — Asiento de Negros], czyli monopol na dostarczanie niewolników do Ameryki hiszpańskiej na 30 lat oraz prawo przysyłania tam jednego statku handlowego o wyporności 500 ton rocznie.

    W tym samym roku jednak do władzy powrócili wigowie z Robertem Walpolem na czele, co pozbawiło Kompanię poparcia rządu. Torysi, którzy w 1715 roku poparli próbę powrotu Stuartów na tron, musieli udać się na emigrację. W 1717 roku Walpole przeszedł do opozycji, a kierownictwo partii wigów i rządu przeszło w ręce lorda Stanhopa.

    Wieści o sukcesach przedsięwzięcia Lawa we Francji zachęcały do naśladownictwa. Już w 1719 roku kurs akcji Kompanii Mórz Południowych został wywindowany bardzo wysoko. W styczniu 1720 roku Parlament, przy sprzeciwie Walpole'a, upoważnił Kompanię do przejęcia tej części długu publicznego, która nie była w rękach Banku Anglii ani brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej (ograniczenie to było ustępstwem wobec opozycji, początkowo Kompania chciała przejąć cały dług). W zamian Kompania uzyskała monopol na handel z koloniami hiszpańskimi w Ameryce. Dyrektorzy Kompanii, wśród których czołową postacią był John Blunt, liczyli, że na skutek tej decyzji kurs akcji wzrośnie na tyle, iż obsługa długu nie będzie problemem.

    Decyzja Parlamentu ze stycznia 1720 roku uruchomiła gorączkę spekulacyjną. Kurs akcji Kompanii rósł błyskawicznie. Blunt udzielał akcjonariuszom kredytu na zakup nowych akcji. Zapewnił też wpływowym politykom i faworytom królewskim (prawdopodobnie również samemu Jerzemu I) prawo zakupu akcji po cenie stałej, ale nieco wyższej od aktualnej rynkowej, co sprawiało, że byli osobiście zainteresowani dalszym rozwojem spekulacji. W czerwcu kurs 100-funtowego pakietu akcji doszedł już do 1060 funtów. Pogłoski o rzekomym przekazaniu Kompanii przez Hiszpanię terenów złoto- i srebronośnych podgrzewały nastroje. Zaczęły jednak powstawać inne spółki, stawiające sobie fantastyczne cele. Zamierzano wytwarzać złoto z rtęci, srebro z ołowiu, uzyskiwać saletrę z zawartości wychodków, handlować ludzkimi włosami, »lepiej leczyć choroby weneryczne« itp. Powstała wreszcie spółka, której celem była »działalność niezwykle korzystna, o której nikt jednak nic jeszcze wiedzieć nie może«. Zainteresowała ona od razu ponad 1000 akcjonariuszy. W sumie jednak Anglicy, po doświadczeniach ze spekulacją z XVII wieku, podchodzili do sprawy z nieco większym dystansem niż Francuzi. Powszechna była świadomość natury spekulacji, a naiwność wielu kupujących akcje nie polegała na wierze w sens deklarowanych przez spółki celów, lecz przekonaniu, że zdążą swe akcje w porę sprzedać z zyskiem.

    Powstawanie nowych spółek zaniepokoiło Kompanię Mórz Południowych, stwarzało bowiem dla niej konkurencję. W czerwcu Blunt, który otrzymał tytuł baroneta, namówił Parlament do wydania ustawy, zabraniającej zakładania spółek akcyjnych bez zgody Parlamentu. Tak zwana Bubble Act (stąd słowo »bubel«), czyli ustawa o bańkach mydlanych, obowiązywała do 1825 roku. Kilku spółkom Kompania wytoczyła procesy o prowadzenie działalności przekraczającej zakres ustalony w statucie. Akcjonariuszom Kompanii wypłacono 30-procentową dywidendę, gwarantując 50% w następnych latach. Posunięcia te, w założeniu mające wzmocnić pozycję Kompanii, odniosły odwrotny skutek. Bubble Act poderwał zaufanie do wszystkich przedsięwzięć spekulacyjnych, nie wyłączając Kompanii. Kurs akcji zaczął spadać, na początku września wynosił 800 funtów, a pod koniec miesiąca już tylko 200. Upadł obsługujący finanse Kompanii Sword Blade Bank [pol. Bank Ostrza Miecza, no co za nazwa dla banku!].

    Wiosną 1720 roku Bank Anglii, z zazdrością obserwujący sukcesy Kompanii, chciał się włączyć do spekulacji. Nie pozwolili na to jego wrogowie w obawie, że zbytnio się wzmocni. We wrześniu Walpole zaproponował włączenie Banku Anglii do akcji ratunkowej, ale został przegłosowany. Opuścił Parlament i wyjechał na wieś, lecz ostateczny krach Kompanii w połowie października oznaczał jego wielki triumf. Walpole powrócił do Londynu, a w kwietniu następnego roku objął urząd premiera, który sprawował nieprzerwanie przez 20 lat.

    Jesienią sprawą Kompanii zajął się Parlament. Skonfiskowano majątki jej dyrektorów i dokonano konwersji zobowiązań, dzięki czemu akcjonariusze otrzymali 35 funtów w nowych akcjach w zamian za każde 100 w starych. Załamały się kariery polityków popierających Kompanię. Walpole zadbał jednak, aby dobre imię króla nie doznało uszczerbku. Wielkim, choć przypadkowym, zwycięzcą okazał się Bank Anglii. Był on stosunkowo nową instytucją i tylko przypadek uchronił go przed rzuceniem się w wir spekulacji, której załamania zapewne by nie przetrwał.

    Panika z 1720 roku wybuchła również w Amsterdamie. Holendrzy mieli już jednak doświadczenia z podobnymi kryzysami, dlatego tam wydarzenia nie były tak dramatyczne, jak w Londynie i Paryżu.


W tym kontekście Propozycja poskromienia Hiszpanii byłaby po prostu prospektem emisyjnym, a autor tej wzbogaconej, drugiej części książki martwi się nawet, że nie została wydana dwadzieścia lat wcześniej.

Z podobnym punktem widzenia spotkałem się u dr Javiera Cornejo, prawnika, specjalisty prawa międzynarodowego. W swoim artykule Un plan que debe ser conocido (pol. Plan, który trzeba znać) pisze tak:

    Rok 1711 można uznać za pierwszą udokumentowaną datę rozpoczęcia działań angielskich w celu wyparcia Hiszpanii z Ameryki i Europy [nie wiem, co autor ma na myśli, może wpływy Hiszpanii w Europie], aż do dnia dzisiejszego. W tym czasie wyszedł na jaw pierwszy plan Wielkiej Brytanii, mający na celu przejęcie Hispanoameryki, jej podzielenia i podporządkowania, jako pierwszy etap tego, co dziś, w XXI wieku, jest aktualizowane w planie podziału geograficznego i dezintegracji narodów. Wszystko zamyka się na zgodzie na tzw. Plan Canniga na „300 lat” [jako sekretarz spraw zagranicznych George Canning zaakceptował suwerenność hiszpańskich kolonii w obu Amerykach w 1824 roku i „powołał Nowy Świat do istnienia, aby przywrócić równowagę Starego” (ang. called the New World into being to redress the balance of the Old)].

    Ta praca trafiła do sprzedaży w Wielkiej Brytanii za cenę „1 szylinga”, aby ten zakrojony na szeroką skalę plan był atrakcyjny dla ówczesnych „inwestorów” [hiszp. „inversionistas”], na podstawie przedstawienia dużej firmy [utworzonej] do handlu kontynentalnego, do której można wnosić kapitał, z zabezpieczeniem uzyskania dochodu [czyli spółki akcyjnej]. Brytyjska firma założona w 1711 roku nadal funkcjonuje z pełną mocą. W niej zbiegła się cała imperialna inteligencja, mózgi absolwentów najbardziej wzniosłych uniwersytetów, które przez lata i kolejne pokolenia dostosowywały się i dopasowywały kroki, jakie należy podjąć zgodnie z podstawami [zawartymi w] Propozycji. Praca ta jest niezbędną lekturą, aby spróbować zrozumieć przyczyny kampanii wyzwoleńczych w XIX wieku oraz wzniosłych „bohaterów” [hiszp. „próceres”] szpady i tekstów [nauk], które sformułowały postulaty, na [bazie] których zbałkanizowano Hispanoamerykę.


Reszta jest równie ciekawa ale sprawia mi problemy w tłumaczeniu. 
Podobnie pisze Andrew Graham-Yooll w Imperial Skirmishes. War And Gunboat Diplomacy In Latin America, poruszając również kwestię autorstwa omawianej Propozycji:

    Podczas gdy w koloniach hiszpańskich próbowano penetracji handlowej [działalność South Sea Company], w Anglii wciąż żywe były myśli o wyprawie wojskowej przeciwko Hiszpanii. W A Proposal for Humbling Spain (Londyn, 1711), traktacie, którego autorstwo przypisywano „A Person of Distinction”, zasugerowano, że inwazja na kolonie hiszpańskie powinna rozpocząć się w Buenos Aires. Stamtąd najeźdźcy mieli przedostać się przez kontynent do Chile, a następnie przemaszerować i popłynąć na północ. W ten sposób całe terytorium mogło zostać szybko zabrane Hiszpanii. Istnienie tej broszury zostało odnotowane przez historyków południowoamerykańskich, którzy zastanawiali się nad jej autorem poza sugestią, że może to być John Pullen, gubernator Bermudów. Propozycja inwazji i sposób jej przeprowadzenia są ważne, ponieważ w taki czy inny sposób powracają one w planach wypraw w następnym stuleciu. Nie ma wątpliwości, że Pullen sugerował takie zajęcie hispanoamerykańskich terytoriów, nawet jeśli nie jest pewne, czy to on ją napisał w 1711 r. W 1732 r. drukarze z londyńskiego St Paul's Churchyard wydali osiemdziesięciostronicową książeczkę w cenie jednego szylinga i sześciu pensów, [napisaną] „przez zmarłego Johna Pullena, Esq., gubernatora Bermudów”. Były to

                »Wspomnienia Spraw Morskich Wielkiej Brytanii, zwłaszcza w związku z naszymi obawami w Indiach Zachodnich. Które prefiksowano oryginalnym listem Autora, do (i na Polecenie) hrabiego Oksfordu, kiedy był Wysokim Skarbnikiem Anglii [chodzi o wspomnianego wyżej Roberta Walpole'a], w związku z South Sea Company i handlem, do którego prowadzenia została stworzona; w którym konsekwencje złego zarządzania w tym zakresie są w pełni ujawnione, a prawdziwy charakter takiego handlu został wyjaśniony.«

    Dla każdego, kto mógłby poważnie potraktować sugestie świętej pamięci [ang. the late] funkcjonariusza [urzędnika], zaproponował on uzupełnienie:

                »Krótkie spojrzenie kapitana Paina na Hiszpańską Amerykę: zawierające zwięzły wywód nawigacji, od jej początku do odkrycia Nowego Świata; oraz relację o zasięgu, jakości, bogactwie i handlu tamtejszych dominiów Jego Katolickiego Majestatu, w sposób całkowicie nowy i od władz nigdy dotąd znanych opinii publicznej.«

    Informacje te, tak hojnie i pośmiertnie ofiarowane, miały być użyteczne w ewentualnej inwazji.

    Hiszpania sprawowała despotyczne rządy nad swoimi kolonialnymi poddanymi. „... Hiszpanie Starej Hiszpanii [czyli urodzeni w Hiszpanii], którzy posiadają wszystkie stanowiska władzy i zysku, i władają nimi nieubłaganie [nieznośnie] nad Criolio (sic) [poprawnie z hiszpCriollo/Criollos —  osoba/ludność z hiszpańskiej Ameryki Południowej lub Środkowej, zwłaszcza czysto hiszpańskiego pochodzenia (ang. z franc. Creole; pol. Kreole) — w naszym kontekście Criollo oznacza urodzonych w Ameryce], którzy w zamian za to nienawidzą ich śmiertelnie i są zawsze gotowi zrobić im krzywdę...”. Taka sytuacja „... w naturalny sposób wywołuje ducha niezadowolenia, który prawdopodobnie pewnego dnia wybuchnie w otwartej rewolcie, lub przynajmniej pozostawi ich w odpowiednim usposobieniu, aby mogli zostać urobieni [by mogli być wykorzystani] przez obcych wrogów i przyłączyć się do ich projektów”. Zmarły gubernator powiedział dalej:

                »Wszyscy rozumni ludzie muszą wyznać, że Wielka Brytania nie może założyć osiedla w żadnym [innym] miejscu na powierzchni Ziemi, skąd rozsądnie można oczekiwać, że będzie czerpać tak wiele korzyści, jak z tego położonego nad rzeką La Platą. Hiszpanie też nie mają wystarczającej siły w Buenos Aires, ani w miejscach do niego przyległych, do podjęcia się (wojny).«

   Jego rady były dokładne, a jego uczucia silne. Aby zaatakować fort Buenos Aires.

   (...)

   Chociaż gubernator przewidział konieczność wojny, jego pamflet miał również na celu wyjaśnienie jego pomysłów na zorganizowanie handlu w Ameryce Południowej. Jego odniesienia do niepowodzenia South Sea Company były druzgocące, a jeśli ówcześni inżynierowie czuli się dotknięci jego piórem, to musieli być [także] dyrektorzy South Sea Company. Był oburzony upadkiem przedsięwzięcia, wściekły, że Anglia straciła taką okazję i przekonany, że Anglia zbyt naiwnie [otwarcie, prostodusznie] zawarła kontrakt Asiento, gdyż był pewien, że Hiszpania planowała zignorować klauzulę o „fabrykach” [ang. „factories”] niewolników w traktacie utrechckim. Hiszpania musiała zostać upokorzona za tak zamierzoną zdradę. Po wielu protestach i oburzeniu się niekompetencją Anglików, zmarły gubernator Pullen przedstawił swój plan. Po zajęciu Buenos Aires, angielska flota powinna popłynąć wokół przylądka Horn na Pacyfik i zająć Wyspy Juana Fernándeza jako bazę. Z wysp jedne wojska [siły] musiałyby wyokrętować [lądować] w środkowym Chile, a drugie w Peru, w Arice. Mając stopę w Peru, siły angielskie mogłyby z łatwością posuwać się na północ, by w końcu dotrzeć drogą morską do Meksyku. Karaiby mogłyby zostać zajęte z tej bazy kontynentalnej i z brytyjskiej posiadłości na Jamajce. Chciał, żeby South Sea Company przeprowadziła tę operację.

   (...)

   Porady Pullena, czy to z 1711, czy z 1732 roku, wywołały znaczny niepokój w koloniach hiszpańskich i w ciągu XVIII wieku pojawiały się częste doniesienia o podejrzewanych angielskich inwazjach nad La Platą. Mieszkańcy Criollo, miejscowi urodzeni z hiszpańskich osadników, byli przekonani przez nauczanie Kościoła, że Anglicy są diabłami, z którymi może sobie poradzić tylko inkwizytor, heretykami, których protestantyzm można usunąć tylko na stosie. Inkwizycja nigdy nie była bardzo aktywna w Buenos Aires, ale wyobraźnia prowincjonalna była łatwo pobudzana. Niektórzy mieszkańcy kolonii byli skłonni wierzyć, że Anglicy i Niemcy chowali małe rogi pod kapeluszami i długie spiczaste ogony w nogawkach spodni; nietrudno było wzbudzić przerażenie u mniej wykształconych ludzi na myśl o łodziach wypełnionych Anglikami lądującymi na brzegu La Platy.


 

Ha, ha, ha. Te ostatnie zdania są naprawdę niezłe. 
Trochę inaczej opisuje to przedsięwzięcie Shinsuke Satsuma w Britain And Colonial Maritime War In The Early Eighteenth Century. Silver, Seapower And The AtlanticPrzypisy są tutaj ważne, więc także je podaję (ten z gwiazdką pochodzi ode mnie, podkreślenie także):

   (...) wydaje się, że Harley bawił się pomysłem prowadzenia handlu na Morzu Południowym bez uciekania się do morskiej wyprawy na Morze Południowe. W liście wysłanym do Harleya, prawdopodobnie w 1711 lub 1712 roku, John Pullen wspomniał, że został poproszony przez Harleya o opinię na temat „Naszego handlu na So Sea [South Sea — Morzu Południowym], wynikłego z ograniczeń, które ty [Harley] masz Przykazane [Przyznane] tobie przez Hiszpanów” [ang. „Our ensuing Trade to the So Sea, under the restrictions you [Harley] have it Conceded to you by the Spaniards”, co chyba po polsku należałoby tłumaczyć jako Naszego handlu na Morzu Południowym, wynikłego z ograniczeń nałożonych na Harleya (i Anglików) przez Hiszpanów]. W odpowiedzi na to zapytanie, Pullen zaproponował założenie osady nad rzeką La Platą, której Hiszpanie w rzeczywistości nie posiadali i która znajdowała się blisko niedawno odkrytych portugalskich kopalni złota, nie na siłę, ale za zgodą Hiszpanów [105]. Ostatecznie Harley porzucił ideę wyprawy na Morze Południowe i handlu na nim, decydując się na Asiento i handel [z/przy zastosowaniu] rocznego statku [*] jako bardziej realistyczną opcję dla działalności handlowej South Sea Company [106].

 

   [105] BL [niestety nie mam dostępu do bibliografii/listy skrótów, więc nie wiem, co oznacza ten skrót], Add MS [Dod. Manuskrypt] 70163, strony 233—233v [verso] [John Pullen], „Paper on making settlements on the River Plate” [„Dokument o zakładaniu osad nad rzeką La Platą”] [bez daty, ale 1711 lub 1712?]. Rękopis ten został włączony do broszury wydanej w 1732 r., wraz ze wspomnieniami Pullena. W przedmowie wspomniano, że list ten był późniejszy niż wspomnienia, które zostały skomponowane mniej więcej w 1711 roku, i wydaje się, że został on napisany „kiedy te Sprawy nie zostały dokładnie [zupełnie, całkowicie] załatwione” [ang. »when that Affairs was not thoroughly settled«]. John Pullen, Memoirs of the Maritime Affairs of Great Britain, Especially in relation to Our Concerns in the West-Indies... (Londyn, 1732), str. I—II. Tak jak w marcu 1713 roku podpisano traktat Asiento, można przypuszczać, że list ten został wysłany do Harley'a w pewnym momencie w 1711 lub 1712 roku.

   [*] Jak podaje, cytowany już wcześniej Wojciech Morawski, przywilej aciento realizowano w ten sposób, że statek brytyjski stał na redzie i był czymś w rodzaju pływającego sklepu, a dziesiątki innych statków brytyjskich przybijało do jego burty i przywoziło nowe towary.
   
Bardziej wyczerpujący opis tego handlu podaje Krzysztof Lik w swoim artykule Traktat w Utrechcie w ocenie wybranych prac XX-wiecznej historiografii brytyjskiej:
   Jedyną drogą zapewnienia sobie prawa legalnego handlu w majestacie prawa było uzyskanie przywileju Asiento. „W czerwcu 1711 roku angielskie żądania zostały zdefiniowane. Angielscy agenci w Paryżu zostali poinstruowani, aby ubiegać się o Asiento i stacje dla sprzedaży Murzynów, ekwiwalentu za jakiekolwiek przywileje przyznane Francji oraz o cztery osiedla w Indiach dla zabezpieczenia handlu niewolniczego. Te warunki były dyskutowane w całości w ciągu trzech następnych miesięcy i we wrześniu angielskie żądania zostały ustalone i przybrały ostateczną formę. Domagano się: Asiento na 30 lat, wyjątku na angielskie dobra z 15% podatku nakładanego na indyjski eksport i ziemi dla odświeżenia Murzynów w sąsiedztwie rzeki La Plata. Ludwik był przekonany, że Hiszpania zaakceptuje te warunki. Rok później, kiedy Lord Lexington pojechał do Madrytu, został poinstruowany, aby ubiegać się o nie. Odkrył jednak, że 15% wyjątku było niemożliwe, chyba że zostałoby to zagwarantowane wszystkim narodom. Lord Lexington był pewny, że koncesja była dużo więcej warta i pomyślał, że dzięki niej Hiszpanom będzie łatwiej »przełknąć nasz nielegalny handel, który przez Asiento mamy możliwość utrzymać dla nas i uczynić go tak trudnym dla innych, jak to się tylko da«.”
   (...)
   ...Hiszpanie rościli sobie wyłączne prawo do handlu ze swoim imperium amerykańskim. Jednak faktyczna sytuacja uniemożliwiała wyegzekwowanie owych postanowień. Wiązało się to z sytuacją zaistniałą na Morzu Karaibskim, a więc mozaiką wysp, znajdujących się często tylko nominalnie pod panowaniem różnych mocarstw europejskich. Stanowiły one bazę wypadową dla piractwa oraz kontrabandy, organizowanej zarówno przez Kreoli, jak i przybyszów powiązanych ze skorumpowaną administracją. Stąd też starania Anglików o przyznanie im przywileju handlowego, który umożliwiałby wymianę w majestacie prawa. „Warunkom pokoju, które w przyszłości wpływały na handel z Indiami, nadano kształty w traktacie Asiento z 16/27 marca 1714 r. Dzięki temu Anglia uzyskała wszystkie jej żądania, z wyjątkiem 15% zwolnienia, a także nowy przywilej. Była to słynna koncesja »rocznego statku«. Miało to zapewnić rekompensatę Kompanii Mórz Południowych za straty, które ponieśli jej udziałowcy.
   W trakcie rozważania tego przedsięwzięcia zakładano, że nie będzie ono wspierać żadnego nielegalnego handlu, dlatego można było wysyłać każdego roku statek o wyporności 500 t do handlu z Indiami. Ładunek mógł być sprzedany tylko w czasie dorocznego jarmarku i nie wcześniej niż przed przybyciem floty i galeonów. Towary miały być wolne od podatku w Indiach, król Hiszpanii miał zapewnioną kwartę w zyskach i 5% z pozostałych 75%. Harley uważał od początku, że cała koncesja powinna być przyznana Kompanii Mórz Południowych. W końcu we wrześniu 1714 r. zaoferowano kompanii całe Asiento, które zaakceptowała, zachowując kwartę udziału w zyskach dla króla Hiszpanii”.
   Podstawą zysków kompanii został jednak handel niewolnikami. „Przez przywilej Asiento, będący częścią składową traktatu utrechckiego, Anglia została głównym importerem niewolników do hiszpańskiej Ameryki”.

   [106] Chociaż plan utworzenia brytyjskiej osady w Buenos Aires nie został zrealizowany, po zakończeniu wojny port stopniowo stał się ważną bazą dla lądowego kontrabandowego handlu South Sea Company z Peru. W 1716 r., na podstawie nowego traktatu Asiento, zezwolono spółce na składowanie tam towarów pozostałych z handlu niewolnikami w Afryce, co uczyniło port bardziej użytecznym dla firmy.

 


Wikipedia także odnotowuje ten wątek pod hasłem — British invasions of the River Plate, ale powołując się nie na swoje, angielskie, zasoby a na książkę Félixa Luny — Breve historia de los Argentinos (1994), w której brakuje źródła wypowiedzi Pullena, a przynajmniej taką potrzebę wskazania tegoż monitują redaktorzy hasła:

   W 1711 roku John Pullen stwierdził, że Río de la Plata to najlepsze miejsce na świecie do stworzenia brytyjskiej kolonii [citation needed]. Jego propozycja obejmowała Santa Fe i Asunción i stworzyłaby obszar rolniczy z Buenos Aires jako głównym portem.

Widać, że Buenos Aires, jako postulowany w Propozycji pierwszy cel inwazji, w orbicie Wielkiej Brytanii funkcjonuje od prawie 3 wieków. Coś, co nie nastąpiło w 1711 roku, powiodło się w latach 1806/1807 a od uzyskania niepodległości przez Argentynę w 1816 (za co Argentyńczycy powinni być wdzięczni Anglikom, jak postuluje autor artykułu Britain's »forgotten« invasion of Argentina) uruchomiło całą lawinę na kontynencie. „To, czego nie można zrobić teraz, można zrobić później” — brzmi instrukcja z Propozycji, tego „przewodnika dla potomnych, nie z błahych powodów przez ich ojców odrzuconego”. Nie jest więc przypadkiem, że Cunnighame Graham (z rodziny hiszpańsko-angielskiej), zaprzyjaźniony z Josephem Conradem, miał tam swoje rancho bydła. A wojna o Falklandy, co zrozumiałe w tym nowym rozdaniu, była wielką tragedią w stosunkach brytyjsko-argentyńskich.

No ale żeby znów nie zawężać całej panoramy, jaka się przed nami rozciąga i nie popadać w utartą koleinkę, pozwólmy jeszcze wypalić strzelbie — krótko o angielskim... poczuciu humoru.

Wiele jest w książce troski o los niewolników w hiszpańskiej części Ameryki Południowej, można się prawie popłakać z powodu tej angielskiej dobroci serca, ale to troska kupca (Anglicy, naród kupców — jakież to prawdziwe i gorzkie słowa), który przelicza zyski i straty, i który zracjonalizowałby, czy zoptymalizował, marnowane przez Hiszpanów dobro, czyli pieniądze, bo przecież nikt losem Murzynów nie będzie się specjalnie przejmował. Liczy się wydajność i zysk z inwestycji w to czarne złoto
Nie zmieni tego żaden żartowniś, ani żadna publikacja, jak Skromna propozycja (ang. A Modest Proposal) Jonathana Swifta, napisana w 1729 roku, a dotycząca nędzy w Irlandii i ślepoty światłych (i honorowych, rzecz jasna) obywateli na ich los. Warto się także z nią zapoznać i zapisać sobie, ku pamięci.


Co do samego wydania Propozycja poskromienia Hiszpanii to trzeba się upomnieć o 3 oryginalnie znajdujące się w tekście przypisy, które zostały, gdzieś po drodze, zgubione. Dwa pierwsze określają czas akcji. 

Na str. 13 powinien znaleźć się taki:
Za panowania królowej Anny [zmarła w 1714] chwalebnej pamięci [ang. In the Reign of Queen Anne of glorious Memory.]
Na str. 27:
Czytelnik musi pamiętać, że zostało to napisane pod koniec wojny królowej Anny [ang. The Reader must remember, this was written towards the Close of Queen Anne's War.]

Natomiast po ostatnim zdaniu ze str. 27, które kończy się już na str. 28, powinna znaleźć się taka uwaga:
Jest to znakomita obserwacja naszego Autora, zasługująca w tej chwili na szczególną uwagę [ang. This is an excellent Observation of our Author, and deserves particular notice at this time.]

Pokusiłbym się też o kilka dodatkowych, no ale może ich brak skłoni czytelników do samodzielnych poszukiwań. Mnie skłonił i miałem frajdę:)

Zachodzę jeszcze w głowę dlaczego na okładce widzimy 1707 rok. Rozumiem, że chodzi o wymazywanie Imperium Hiszpańskiego ale czy to się wiąże z Dekretami de Nueva Planta, poprzez które zmieniono organizację terytorialną Królestwa Hiszpanii (...), czyli serię Reales Cédulas (królewskich nakazów), przez które ustanowiono „nueva planta” (nowy porządek) ?

Jedno jest pewne, odebrana lekcja brzmi: jeśli Anglicy łupią, gwałcą i mordują, to zmusza ich do tego jedynie poczucie honoru i troska o równowagę sił (ale co moje, to nie rusz).
My nie dajmy sobie zastąpić Boga, Honoru i Ojczyzny hasłem Money, Honour, Great Britain.

No i czytajmy Propozycję poskromienia Hiszpanii, w niej jest jeszcze więcej inspirujacych wątków.
 



tagi: imperium  wojna  hiszpania  handel  anglia  honor  wielka brytania  ameryka południowa  conrad  chile  imperializm  flota  niewolnictwo  peru  ubezpieczenia  propozycja poskromienia hiszpanii  gabriel maciejewski junior  buenos aires  indie zachodnie  bank anglii  south sea company  imperium brytyskie  robert harley  kompania mórz południowych  asiento  aciento  traktat utrechcki  pokój utrechcki  robert walpole  john blunt  bubble act  panika 1720  javier cornejo  andrew graham-yooll  inwazja  john pullen  criollo  factories  shinsuke satsuma  krzysztof lik  roczny statek  félix luna  a modest proposal  jonathan swift 

umami
30 grudnia 2020 14:31
33     2198    5 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

OjciecDyrektor @umami
30 grudnia 2020 15:08

Tak. Ten honor u Conrada to Bóg. Ale jak to z fałszywymi bogami tak i temu w końcu pokazują się rogi i kopyta. Natomiast nigdy ani słówkiem Conrad nie zająknie sie o prawdziwym Bogu. Czytwłem praktycznie wszystkie jego dzieła więc wiem, że to literatura bezbożna, i fatalistyczna.

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @umami
30 grudnia 2020 15:40

Aha. Niech Pan zerknie na priv. Skrobnąłem tam coś niecoś o twórczości Conrada. Może sie przyda na kolejny ciekawy wpis. Pozdrawiam.

 

Ps. Może p. Gabriel skusi sie na wznowienie BJN Historie Amerykańskie tom I? Dla wzmocnienia tematu.

zaloguj się by móc komentować

umami @OjciecDyrektor 30 grudnia 2020 15:40
30 grudnia 2020 16:04

Odpisałem. Dziękuję i namawiam na podzielenie się swoimi uwagami z tych lektur.

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @umami
30 grudnia 2020 18:26

Ciekawe wypisy.

Załączę jeszcze z książki Stanisława-Cata Mackiewicza "Londyniszcze" poglądy autora na temat honoru:

Z narodów europejskich szanowani są w Anglii jedynie Niemcy, Holendrzy i narody skandynawskie, potem w pewnej estymie są Hiszpanie, zapewne ze względu na razy, które Anglia od Hiszpanów nieraz w ciągu historii doznawała, natomiast do Francuzów czują Anglicy odrazę, do Włochów pogardę, a do Polaków i odrazę, i pogardę. Te wszystkie cechy, którymi się tak chlubimy i które - o święta naiwności - sami przypisujemy Anglikom, jak wygórowane poczucie honoru, szlachetnośd celów, szerokośd gestów, niesłychanie Anglików drażnią i brzydzą.

„Les femmes sans pudeur, les hommes sans honneur” („kobiety bez wstydu, mężczyźni bez honoru”) - powiedział o Anglii Napoleon Bonaparte. Poczucie honoru w naszym pojęciu w Anglii nie istnieje. Honor oznacza tam udzielane przez króla szlachectwo i ordery. Każdy w Anglii rozumie dobrze, co to jest „lista honorów” ogłaszana w określonym czasokresie, zawierająca nadanie tytułów szlacheckich i orderów. Natomiast jeśli się Anglikowi mówi „wasz honor narodowy” lub „twój honor”, to on tego nie rozumie nie tylko przez flegmę, ale po prostu dlatego że pojęcie honoru, tak żywe i zrozumiałe dla Polaka, Hiszpana, Francuza czy narodów żółtych, w tym kraju w ogóle nie istnieje, jest w ogóle niezrozumiałe.

zaloguj się by móc komentować

umami @Andrzej-z-Gdanska 30 grudnia 2020 18:26
30 grudnia 2020 18:30

Dobre, nie znam żadnej książki Cata-Mackiewicza, dzięki.

zaloguj się by móc komentować

Paris @umami
30 grudnia 2020 18:51

Oh  la  vache  !!!

Panie  Umami,  nie  spodziewalam  sie,  ze  jeszcze  w  samej  koncowce  tego  szczegolnego  2020  roku  spotka  mnie  taka  uczta  historyczna...  no,  cos  pieknego  !!!

Trudno  mi  o  komentarz  do  powyzszego  wpisu,  bo  podobnie  jak  ksiazka  juniora  Maciejewskiego,  po  prostu  zwala  z  nog  i  trzeba  czasu,  zeby  dojsc  do  siebie,  bo  tyle  adekwatnych  porownan  nasuwa  sie  z  tego  co  dzis  jest  odgrywane,  na  naszych  oczach,  ale...

...  jednego  jestem  pewna  ten  "konradysta"  od  7  bolesci  i  8  smutku  RAZ  jest  zwyczajnie  ZA-O-RA-NY  !!!

Wiecej...

...  cala  ta  propaganda  brytyjska  saczona  w  Polsce  do  dzisiaj  jest  ZAORANA...  i  jej  "zwolennicy"  takze,  szczegolnie  te  strugane  w  oksford  "elYty  polskie",  ci  "nasi"  czlonkowie  rzadow  czy  obecnej  "dobrej  zmiany"  w  osobie  tego  PATALACHA  "angola"  Koscinskiego...

...  naprawde  duzo  by  pisac  !!!

 

Genialny  wpis,  dzieki  wielkie,

zaloguj się by móc komentować

Paris @Andrzej-z-Gdanska 30 grudnia 2020 18:26
30 grudnia 2020 19:40

Nie  czytalam  Mackiewicza,...

...  ale  obydwa  fragmenty  sa  bardzo  trafne  !!!

Nic  dziwnego,  ze  Angoli  mierza  nasze  cechy,  ktorymi  sie  tak  chlubimy  -  szczegolnie  "nasza  wladzunia"  lubi  im  po  palcu  w  d**e  sie  pchac  -  oni  sami,  Angole  przeciez  najlepiej  wiedza  jak  "nasza  wladzunia"  podli  sie  za  ich  funciaki...  

...  maja  z  cala  pewnoscia  setki  KWITOW  jako  dowody  na  "nasza  sluzalczosc  i  zaprzedanie"  w  swoich  archiwach  !!!

Takie  sprzedawczyki  i  zaprzancy,  zwykla  TARGOWICA  budzi  zawsze  obrzydzenie  i  pogarde...  i  to  jest  logiczne.  

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @umami 30 grudnia 2020 16:04
30 grudnia 2020 19:41

Dziekuje za zachete ale na razie musze sie nauczyc pisac na smartfonie. Robie koszmarne literowki a nie ma albo nie wiem gdzie jest fubkcja "edytuj". Poza tym to bylby serial bo samych zbiorow opowuadan jest coś z 8 (kazdy po kika, kilkanascie opowiadan) i do tego te "słynne" powiesci. A juz szczegolny watek to stanowia przedmowy Conrada do każdej z nich. Po prostu mistrz świata w robieniu z siebie proroka lub nadprzenikliwego obserwatora. Dobrze że trafiłem na polsko-brytyjskiego nawigatora i w ogóle na Klinike Jezyka. Wiele rzeczy mi sie wyjaśnilo no i przeszedlem  dzieki temu skutecznie conradowy detoks. Bo to prawdziwa heroina. Człowiek nie może przestać i w koncu umiera.

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @Andrzej-z-Gdanska 30 grudnia 2020 18:26
30 grudnia 2020 20:41

Z tą pogardą to sama prawda. Dodać tylko trzeba że pogardzają nie tylko Anglicy ale w ogóle anglosasi (Amerykanscy kalwini, Kanadyjczycy anglojezyczni) oraz Holendrzy a Żydzi to wiadomo (talmud im zabrania nie gardzić). Kiedyś - jak byl kryzys zadłużeniowy państw poludniowej Europy: Hiszpania, Portugalia,Włochy,Grecja - bardzo w mediach i prasie gospodarczej lansowane było słowo PIGS w odniesieniu do tych właśnie państw (że niby to taki akronim ktory w dposob wygodny bo skrótowy określa te państwa z południa Europy P-Portugalia, I-Włochy, G-Grecja, S-Hiszpania). Na moja uwage, że to obraźliwe, znieważajace te narody i tych ludzi, sĺyszałem tylko lekceważenie. Gdy przedstawiłem im historie tego skrótu tzn. że te PIGS pojawiło sie w XIXw. W krajach protestanckich, a ściśliej o kalwińskiej tradycji i anglikańskiej i że oznacza P-Polska, I-Irlandia, G-Grecja, S-reszta Słowian, już niektorym zżedła mina i zaczeli sie reflektować. Ale w mediach dalej że PIGS. W koncu napisałem do jednych, drugich z zapytaniem co sądzą o tym i usłyszałem że to nie jest obraźliwe, że pigs po polsku nic nie znaczy itp. Zdenerwowałem sie i zapytałem: a CHUIE gdzie C-Canada, H-Holland, U-USA, I-wiadomo, E-England? Czy akronim ten też nic nie znaczy i nie jest obraźliwy? Głucha cisza nastała ale zaorzestalu używać PIGS. Być może że tylko do czasu. 

zaloguj się by móc komentować


OjciecDyrektor @umami
30 grudnia 2020 22:30

Jak to powiedział Demetriusz syn Antygona do pokonanych i głodujących Ateńczyków, gdy jeden z nich zwrócił mu uwage że popełnił bład językowy (na co reszta Ateńczyków zamarła z przerażenia): "a za tę poprawkę dostaniecie dodatkowo (tu zapomniałem dokładnej liczby ton ) mąki i oliwy". Jednym słowem - dziękuję. 

zaloguj się by móc komentować


smieciu @umami
30 grudnia 2020 23:15

Zaczęły jednak powstawać inne spółki, stawiające sobie fantastyczne cele. Zamierzano wytwarzać złoto z rtęci, srebro z ołowiu, uzyskiwać saletrę z zawartości wychodków, handlować ludzkimi włosami, »lepiej leczyć choroby weneryczne« itp. Powstała wreszcie spółka, której celem była »działalność niezwykle korzystna, o której nikt jednak nic jeszcze wiedzieć nie może«. Zainteresowała ona od razu ponad 1000 akcjonariuszy.

...namówił Parlament do wydania ustawy, zabraniającej zakładania spółek akcyjnych bez zgody Parlamentu. Tak zwana Bubble Act (stąd słowo »bubel«), czyli ustawa o bańkach mydlanych, obowiązywała do 1825 roku.

No to dzisiaj mamy piękne deja vu i Wielką Banię.

Dzisiejsze spółki wydmuszki nazywają się startupami. I mają dokładnie taki sam charakter. Wiele z nich nie posiada niemal niczego. I analogiczny charakter działań jak tamte z przed 300 lat. Niektóre posiadają kawałek kodu np. WhatsApp i mają kapitalizacje większe niż firmy z szeregiem rzeczywistych aktywów typu nieruchomości, floty samochodów itp. Tesla jest większa niż stare europejskie giganty motoryzacji razem wzięte. Podobnie wielkie firmy wydobywające ropę z ich platformami, polami naftowymi, całą ogromną rzeczywistą strukturą mają mniejszą kapitalizację giełdową niż ulotne firmy informatyczne przykładowo Exxon Mobile jest mniejszy niż Adobe czy Netflix...

No i mamy też bańkę godną holenderskich tulipanów czyli kompletne nic warte milardy. Giełdę dla mas czyli ... kryptowaluty. W przeciwieństwie do prawdziwej giełdy wejść w to może KAŻDY z każdym groszem. Nie ma firm maklerskich, pośrednictwo maksymalnie uproszczone.

Tak mi się skojarzyło. Tamte banie dały ładnie popalić, tym bardziej zastanawia co będzie kiedy trzaśnie ta obecna. Napompowana dzięki odrzuceniu wszelkiej (jawnej) kontroli. Napompowana przez media i FED. Banki centralne, które udzielają kredytów na ujemny procent (tego to chyba w historii nie było) zmuszając wszyskich graczy do uderzania w najróżniejsze instrumenty spekulacjne, bez których nie da się dzisiaj zrobić sensownych odsetek od kapitału. Ten więc siłą rzeczy poszedł w krypto, poszedł w startupy, poszedł w nieliczne mega spółki, poszedł obligacje państw bankrutów itp. Naprawdę, nigdy chyba nie było takiej bani.

A wszystko to,  kiedy szaleje Covid, upadają firmy, gospodarka się chwieje.... Znów każdy wierzy że wyprzedzi resztę, że nie da się przegrać że to nie może upaść. Nie może gdyż wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Banki pompują kasę itp. Więc zawsze będzie w górę. No ok. Zobaczymy.

zaloguj się by móc komentować

umami @Paris 30 grudnia 2020 18:51
31 grudnia 2020 09:18

Pani, jak zawsze, dla mnie życzliwa, ale dziękuję bardzo za dobre słowo :)

A w tej małej książecce jest jeszcze sporo tematów do omówienia.
Może dodam jeszcze mapkę ale muszę odszukać jedną książkę i wyłowić ją stamtąd.

zaloguj się by móc komentować

umami @OjciecDyrektor 30 grudnia 2020 19:41
31 grudnia 2020 09:20

A to ciekawe, dlaczego to heroina? Co tak, w tych książkach, uzależnia?

zaloguj się by móc komentować

umami @smieciu 30 grudnia 2020 23:15
31 grudnia 2020 09:33

Ten pierwszy akapit, który cytujesz, to ta alchemia, o której pisze Gospodarz w swojej nowej książce Alchemicy.
To kolejna mała książeczka pełna treści. No i o tym jak know-how zamienić na prawdziwe złoto.

Metody się więc nie zmieniły a ludzka chciwości napędzi każdą inżynierię. To co się zmieniło w tych finansach, to to, że nawet kiedy my będziemy postępować właściwie, to ten świat, wykreowany przez alchemików i chciwców, i tak w końcu nas pochłonie, tak jak to się dzieje z tą piramidą fiducjarną, która się wali, albo w kontrolowany sposób upada.
Na zgliszczach powstanie coś równie niedoskonałego, jedni będą na tym zarabiać a drudzy będą do tego dokładać, czyli finansować.
To już uczciwsza jest wymiana towar za towar. No ale przecież nie o uczciwość w tym wszystkim chodzi.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @umami
31 grudnia 2020 10:09

I na co jo to czytoł! I na co! Zamowił ja przeca i tera dostaje trzęsawka. A trza było siedzieć cicho i czekać. Trzęsawki by nie dostał. 

Plus. Duży, powiem więcej, bardzo duży. Trzęsawka kruca odbiera mi władzę w ręcach. O dyskusji tylko pomarzyć.

zaloguj się by móc komentować

tomasz-kurowski @umami
31 grudnia 2020 10:14

Świetny tekst, ale głębiej skomentować postaram się chyba dopiero po przeczytaniu "Propozycji...". Na dziś: fragment z angielskimi rogami pod kapeluszami i spiczastymi ogonami w nogawkach przypomina mi poniższą, jakoby chińską karykaturę angielskiego marynarza, kolportowaną przez samych Anglików (w Illustrated London News z kwietnia 1857) w czasie drugiej wojny opiumowej:

zaloguj się by móc komentować

umami @Magazynier 31 grudnia 2020 10:09
31 grudnia 2020 10:21

Nic straconego. Poczekam na jakiś komentarz po przeczytaniu Propozycji.

I dziękuję bardzo.

zaloguj się by móc komentować

umami @tomasz-kurowski 31 grudnia 2020 10:14
31 grudnia 2020 10:23

Ha, ha, ha. Piękny. Dzięki.
A masz może link do tej gazety?

zaloguj się by móc komentować

tomasz-kurowski @umami 31 grudnia 2020 10:23
31 grudnia 2020 10:52

Konkretny skan wysłałem na mail, a wszystkie numery od roku 1842 do 2003 są na British Newspaper Archive, choć to niestety płatne. Często zasób warty przeszukania.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @umami
31 grudnia 2020 10:58

Właśnie przyszła "Propozycja "!  ... Trzęsawka wzmożona.

zaloguj się by móc komentować

umami @Magazynier 31 grudnia 2020 10:58
31 grudnia 2020 11:05

Fantastycznie, szybko się czyta, więc będę wypatrywał wrażeń.

zaloguj się by móc komentować

umami @tomasz-kurowski 31 grudnia 2020 10:52
31 grudnia 2020 11:06

Super, dzięki wielkie. Z tym płaceniem to nie prędko.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @umami 31 grudnia 2020 11:05
31 grudnia 2020 11:34

Nie prędko. Najwyżej w formie komentarza tutaj pod twoim tekstem. W kolejce na pierwszym miejscu Intronizacja, Abp Dzięga, Anioł Stróż Polski, Ks. J. Królikowski a potem elekcja w usa. 

zaloguj się by móc komentować


Andrzej-z-Gdanska @OjciecDyrektor 30 grudnia 2020 20:41
31 grudnia 2020 12:14

Niezły ten ostatni akronim.

Przepraszam, że się wtrącam, ale ja jak coś piszę na smartfonie  to patrzę co mi podsuwa wyżej i akceptuję, ponieważ mam pewność, że po użyciu spacji nie zmieni literek - dotyczy to tylko "znanych" przez smartfona słów. Edycji nie ma, ale można kasować ostatnie literki aż do skutku, albo wchodzić/klikając w słowo.

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @tomasz-kurowski 31 grudnia 2020 10:52
31 grudnia 2020 12:49

Jeszcze w latach 50-tych XXw. A. Jacewicz w swej relacji handlowej po całym świecie pt. "Na obczyźnie" opisał takie zdarzenie w porcie w Hong-Kong: angielski statek po wyładunk7 ma pełno pustych i zbędnych drewnianych skrzyń...biedni tubylcy wiedza o tym i podpływaja na swoich lichych łódkach i prosza o podarowanie im tych skrzyn......co robi człowiek honoru czyli angielski kapitan? Z szyderczym uśmiechem nakazuje wszystkue skrzynie zatopić....tubylcy rozpaczeni i wściekli wyzywaja go i cała załoge od białych diabłow....i tak chyba od wojen opiumowych

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @umami 31 grudnia 2020 09:20
31 grudnia 2020 12:53

No dobra...prisze dać mi 2 dni i napisze elaborat na ten temat....żeby żaden "znawca" twórczości Conrada nie mógł tu napisać coś w stylu "nie czytalu, a wymądrzaja się". To będzie iczywiscie antyreklama, ale każda antyreklama jest też reklamą:)

zaloguj się by móc komentować

Paris @smieciu 30 grudnia 2020 23:15
31 grudnia 2020 13:17

Oj,  bedzie,  bedzie,...  ale  siwy  dym...

...  ten kretyn  Bielan,  juz  ze  2  dni  temu  PIERDZIAL  u  Sakiewicza  na  portalu  niezaleznym  od  rozumu  "z  radosci"  i  od  "sukcesu",  ze  Polska  "beNdzie"  miala  1,5  BILIONA  ZLOTYCH...  ze  Polska  nie  widziala  NIGDY  taaakiH  pinieNdzy  !!!

A  Makrela  zapodaje  koniec  swojej  PRZESTEPCZEJ  dzialalnosci  w  zdychajacej  UE...  profesUr  Legutko  tez  WYJE  "od  krytyki"  UE  !!!   

zaloguj się by móc komentować

Paris @umami 31 grudnia 2020 09:18
31 grudnia 2020 13:19

A  chetnie  poprosze...

...  ta  wiedza  to  teraz  na  wage  zlota  !!!

zaloguj się by móc komentować

umami @OjciecDyrektor 31 grudnia 2020 12:53
31 grudnia 2020 13:27

Fantastycznie! Z góry dziękuję.

zaloguj się by móc komentować

umami @Paris 31 grudnia 2020 13:19
31 grudnia 2020 13:44

Mapki pochodzą z książki 
Adrian Finucane - The Temptations Of Trade. Britain, Spain, And The Struggle For Empire

Po lewej i głównie w Ameryce Północnej (jaśniejsze pola z kropkami), powiększony stan posiadania Anglii, po traktacie utrechckim,
po prawej faktorie South Sea Company, i jak widać w samej Ameryce Południowej nic Anglikom nie przybyło, mają swoje terytoria w Ameryce Środkowej ale nie w Południowej, jedynie te faktorie, i dopiero szykują się do uczty.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować